Utworzony

Człowiek pospolity (2)

czyli traktat w odcinkach wielu .

Człowiek pospolity nie ma kręgosłupa. Rzecz jasna ma kręgosłup (columna vertebralis), ale  nie o  podporę układu kostnego człowieka mi idzie. Kiedy piszę, że człowiek pospolity nie ma kręgosłupa stwierdzam, że nie ma charakteru. Jest  jak gdyby rzepem samoprzylepnym, przydatnym do montażu. Do montowania i deologii lub koalicji czy czegoś innego, czemu rzep samoprzylepny ułatwia powstanie lub trwanie.

Dlaczego twierdzę, że „rzep” nie ma charakteru? Odpowiem nie wprost, ale pytaniem na pytanie. Konkretnie dwoma pytaniami. Czy rzep ma lub może mieć osobowość? Czy charakter rzepa samoprzylepnego (jeśliby w ogóle jakikolwiek jest możliwy) może być kiedykolwiek i komukolwiek potrzebny? Popatrzcie na swoje buty, teczki, płaszcze czy na to wszystko, gdzie spotykacie rzepy samoprzylepne lub przemysłowe. I sami sobie odpowiedzieliście.
Skoro zgodziliśmy się (mówię o jakieś, nieznanej mi części z nas), że człowiek pospolity nie ma osobowości, to  czy oznacza, że charakter ma człowiek niepospolity? Pytanie sprawia kłopot.
Niby oczywiste – ci nie mają, tamci (jak sama nazwa wskazuje) mają. Jednak – skąd się bierze popularność ludzi pospolitych? I to nie wśród własnych ziomków, nie we własnym gronie, ale wśród niepospolitych właśnie! Przecież z własnej woli, dajmy na to, ustawicznie zapraszają pospolitych do swoich domów. Wpadnijcie do nas dzisiaj, jutro, pojutrze o tej i o tej porze – wołają zakreślając przyszłe odwiedziny w gazecie z programem telewizyjnym. Albo biegają do kiosku z gazetami lub uruchamiają znany portal, bo żyć, zdaje się, bez pospolitego nie potrafią.

Każdy (niemal każdy?) człowiek niepospolity chce pospolitego mieć u siebie. Najlepiej codziennie i na własność. I nie może więc dziwić,  że rosnąca (co z tego, że niezrozumiała) popularność pospolitego świetnie wpływa na jego samopoczucie. I rośnie dalej. Aż doświadcza (owacje), że jest nieskończonym das Über-Ich. Na marginesie – określeniem niemieckim (zamiast napisać nad-ja) posługuję się tylko ze względu na Zygmunta Freuda. Powód  jest jak mam prawo sądzić zrozumiały dla ludzi niepospolitych, choć dla pospolitych niekoniecznie. Chociaż to ci akurat doktora Freuda mają za mistrza.

Ktoś powie, że wszystko to jednak jest zawiłe. Oczywiście. I że można stracić orientację, kto jest kim. Kto wróg, a kto przyjaciel. Skąd wiemy, że mamy do czynienia nie z człowiekiem pospolitym, ale niepospolitym właśnie? Albo na odwrót?
 Porozmawiamy o tym podczas kolejnego spotkania.

Grzegorz Wacławik

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie