Utworzony

Sto siedemdziesiąty szósty

W samej starości tkwi pewien dwoisty charakter dobra i zła; dobra, które wynosi poprzez wiedzę, doświadczenie i pamięć oraz zła, które niesie jako cierpienie, niedołęstwo oraz degradacje umysłową i fizyczną.

Mirosława Błaszczak Wacławik, 2009 r.

Metanoja (4)

Oczywiście widzę co się dzieje i zgodnie z oczekiwaniami przynajmniej niektórych moich Czytelników, powinienem zareagować. Choćby wtedy, gdy jeden z polityków liberalnych w audycji telewizyjnej stwierdził, że my, ludzie starzy, jesteśmy przez rządzących „trzymani na smyczy”. Rzecz jasna, wskutek tak zwanych przywilejów (trzynasta emerytura etc.) przyznanym emerytom i rencistom. Czy oczekiwano ode mnie, abym się oburzył, nie tylko w swoim imieniu, i zareagował? Niewykluczone.  Lecz czy miałoby to jakikolwiek wpływ na myślenie tego mędrka (i wielu jemu podobnych)? Mało prawdopodobne; powiedzmy sobie szczerze – niemożliwe. Ani na niego, ani na wielu tego typu nieszczęśników. Tym bardziej na ich apologetów. Bo chociaż w starości tkwi dwoisty charakter dobra i zła, to ludzie ci widzą w nas albo głupców albo starych niedołęgów, do tego zdegradowanych umysłowo. Czyli zło, którego najlepiej byłoby się pozbyć. I tak będą głosili przez lata, aż do dnia, kiedy sami się zdziwią, że ta przebrzydła starość ich również dopadła. Czego im nie życzę oczywiście, lecz czas każdego życia kurczy się nieodwołalnie. Każdej minuty, ba, każdej tysięcznej sekundy go mniej na tym łez padole.

Aby zatem nie tracić czasu zagłębiam się w spuściznę mojej śp. Żony. Była osobą skromną, więc nie wszystko co stworzyła jako filozof i eseista chciała publikować. Niekiedy (tylko) ulegała moim namowom i godziła się, aby jakiś tekst mógł „ujrzeć światło dzienne”. Jako (niegdyś) człowiek przebojowy starałem się zainteresować esejami czy artykułami M. wydawnictwa i redakcje. Moje starania przyjmowała ze zrozumieniem, lecz bez entuzjazmu. Kwitowała je słowami podobnymi do wyrażonych niegdyś przez Fultona J. Sheena, wybitnego arcybiskupa i intelektualisty: „nawet filozofowie zrezygnowali z dyskusji, a jedynie wszystko wyjaśniają i uzasadniają”.

Ponad ćwierć wieku temu „Gazeta Wyborcza" (publikacja 20-21.I.1996 r.) zamieściła artykuł profesora Leszka Kołakowskiego „Amatorskie kazanie o wartościach chrześcijańskich", na który M. postanowiła zareagować. Profesor rozważał czy  „miecz kościelny chce mieć zwierzchnictwo nad państwowym”. Pamiętają Państwo te ówczesne dylematy? Że co? Że nie trzeba sięgać w tak odległą przeszłość?  Niemniej we wspomnianym artykule profesor rozważał, czy ówczesna walka jaka się toczyła między „kościelnym” a „państwowym" była w istocie walką o wpływy? A jeśli tak – o to już zapytała M. – czy jest to zasadniczy, jeśli wolno tak to nazwać, „ dylemat duchowy Polaków, nie do końca – mimo wszelkich znaków na ziemi i „na niebie” – świadomych jego konsekwencji? Czy raczej obie instytucje szukają dla siebie miejsca w tak zwanej nowej rzeczywistości, rzeczywistości pełnej znaków zapytania i wątpliwości, i stąd też te poszukiwania miejsca sprawiają wrażenie batalii o wszystko”.

I nieco dalej pisała. „Pytanie te są istotne, albo i nie. Tak postawione problemy są albo rzeczywiste, albo pozorne, albo też zastępcze. Niemniej w każdym wypadku wywołują dyskusje; są wszakże doskonałym tematem publicystycznym. Dla sprawnego publicysty jest to temat samograj; na przykład (wywołuje je - przypis GW) każde wystąpienie działaczy partii chrześcijańskich w ortodoksyjnie subiektywnej obronie «kościelnego». Równie «inspirujące» są zapewne wystąpienia ich przeciwników, a także tych, którzy jako pomysł na istnienie polityczne wybrali pozycję życia na barykadzie”.

Problemy podjęte przez Kołakowskiego, M. uznała za „przejmujące, bo dotyczące nie tylko przyszłości Kościoła instytucji, kościoła «wszystkich  ochrzczonych» lub «aktywnie wierzących», nie tylko kościoła i chrześcijaństwa w Polsce, ale chrześcijaństwa w ogóle. W tej optyce autor umieścił swoje rozważania o wartościach chrześcijańskich. Jest to, oczywiście, spojrzenie o bardzo szerokim zakresie”. Mirosława Błaszczak-Wacławik postanowiła zatem spojrzeć na problem również bardzo szeroko, a nawet fundamentalnie, jak zaznaczyła.

Rozważania oparła na encyklice Jana Pawła II  „Evangelium Vitae" ogłoszonej 25 marca 1995 roku, która „w swojej, także filozoficznej zawartości, jest jednym z najważniejszych tekstów naszych czasów”, zaznaczyła i na „Amatorskie kazanie…" spojrzała poprzez właśnie tę Encyklikę. Zaś kończąc wstęp do polemiki zaznaczyła: „Zaczynamy oczywiście od Boga”.

„Jeśli Boga nie ma wszystko wolno”, zatytułowała kolejną części artykułu. I od kolejnego akapitu:

„  – A jeśli Boga nie ma? – spytał Raskolnikow, ze złą uciechą. «Bóg umarł» – obwieścił w drugiej połowie XIX wieku Nietzsche oznajmiając tym samym początki dramatu człowieka tracącego swoje transcendentne odniesienie. Człowiek pozostaje ze swoim życiem, które nie jest już  «rzeczywistością świętą», «darem Bożym» i traktuje je jako rzecz, jako swoją własność, coś, czym może, a nie potrafi dysponować. Co więc to oznacza w istocie? Nie spieszmy się z odpowiedzią. Jan Paweł II w swojej Encyklice opisuje wiele wymiarów «zaniku wrażliwości na Boga», zagubienia transcendentnego charakteru poczucia człowieczeństwa. Jakie są tego konsekwencje?

Konsekwencją zawsze jest zreifikowanie świata, życia, siebie samego. Wszystko, również moment początku i końca życia jest „rzeczą”, czymś, czym człowiek może dysponować. Ale przecież nauki, przynajmniej od 150 lat opisują procesy urzeczowienia człowieka i świata, wiążąc je przede wszystkim z pracą w systemach opartych na wyzysku i z rozwojem cywilizacji technicznej (…)”.

Cały tekst jest obszerny, więc nie jest to miejsce na przytoczenia go w całości. Dodam, że choć nie został, choćby w rubryce typu „listy do redakcji”, opublikowany w „Gazecie Wyborczej”, to znalazł się w kilku tzw. niszowych gazetach, a także został doceniony przez jury pewnego konkursu na esej. W kilka lat po napisaniu.

Tymczasem przypomnę fragment z motta moich „Metanoji” mówiący o tkwiącym w samej starości dwoistym charakterze dobra i zła. O drugim już napisałem we wstępie. Przywołany wcześniej nieszczęśnik zarzuca pokoleniu, które stworzyło „Solidarność” niedołęstwo i mentalność niewolniczą. A przecież to ono doprowadziło do wolnej Polski. Tymczasem w chaosie (żeby tylko semantycznym), odwracania znaczenia pojęć, to nic nowego. Białe stało się czarnym, a czarne ma wiele odcieni białości. Tak rozległych, że i czarnego już ani śladu. Stąd zło uznaje się za dobro, a kłamstwo za prawdę. Jednakże ludzie myślący i wrażliwi wiedzą i widzą, że jako pokolenie „trzymanych na smyczy” wnosimy w życie społeczne również dobro. Poprzez wiedzę, doświadczenie i pamięć. Szczególnie teraz, gdy zamiast par excellence polityki serwowany jest „kaprawy” PR.

Swoista imagistyka społeczna, czyli zarządzanie nie tyle wrażeniem co emocjami. Dawniej nazwanymi uczuciami niższego rzędu. Dla mnie uczuciem jest miłość, a emocją nienawiść.

Czy tylko dla mnie…?  

(cdn)

Grzegorz Wacławik

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie