Utworzony

Sto siedemdziesiąty czwarty

Metanoja (2)

Istotnym elementem wpływającym na status starego człowieka i tworzenie obrazów starości jest dominujący ideał estetyczny kultury. Chodzi głównie o postrzeganie fizycznej strony starości, która może jawić się jako kruchość bądź brzydota, jako słabość bądź degeneracja, jako niemoc bądź niedołęstwo. Dlatego tak surowy był ogląd starości w Grecji klasycznej i w Odrodzeniu, gdy dominowały ideały piękna. I nie oszczędza się starości w ocenach we współczesnych społeczeństwach Zachodu, gdzie panuje kult młodego ciała.

Mirosława Błaszczak-Wacławik, 2009 r.

Nie pędzę już tak jak kiedyś, mam zadyszki i bóle, więc często zatrzymuję się w swych podróżach. Fizyczna strona starości jest rzeczywiście dolegliwa. I nie ma się co łudzić, że jutro będzie lepiej, lepiej już było. Jak trafnie głosi coraz bardziej popularne porzekadło.

Wczoraj z wysiłkiem dotarłem do tego samego miejsca co wówczas, a nie był to przypadek. Najpewniej przyczyną była data, a konkretnie liczby i litery na karcie kalendarza wiszącego naprzeciw mojego biurka. Nagle wyzywające. 12 grudnia i wieczorowa pora, niemal identycznie jak tamtej soboty, gdy on i ja szliśmy ulicą w kierunku dworca kolejowego. Szliśmy miarowo, bez obawy, że się spóźnimy.  Mimo, że pora była wieczorowa, ulica posępna i tylko gdzieniegdzie ktoś przemykał skulony odwracając twarz od zimnego wiatru, byliśmy pełni zapału i nadziei.

Ba, szczerze mówiąc towarzyszący mi mężczyzna tryskał optymizmem, ja zaś, jak to określił niedbale, marudziłem nieco. Spodziewamy się wiatru do wschodu, który nie wróży niczego dobrego, powiedziałem, a on zatrzymał się, więc i ja przystanąłem. Nie przesadzaj, powiedział zapalając papierosa. Ruscy na pewno nie wejdą, a wśród czerwonych jest wystarczająca ilość liberałów, perorował, chcących się nami dogadać. I wymienił niektóre nazwiska. Zdumiałem się.

 Ależ o tym wietrze to nie moje słowa, powiedziałem. To cytat. I to sprzed roku. Cytat, zapytał, zaciągnął się głęboko i wypuścił kłąb dymu. Tak, odrzekłem, to słowa kolegi z regionalnego radia (wymieniłem siedzibę oddziału PR), który po wejściu na antenę przeczytał dostarczoną przez meteorologów prognozę pogody. Mimo, że sprawdziła się co do joty, nazajutrz wyleciał z roboty. Wywalili go, bo, jak oznajmił kadrowiec wręczając mu wypowiedzenie, podważył trwałość sojuszu z sowietami. Niemal cały rok się gdzieś błąkał, ale w styczniu ma wrócić do redakcji. No i dobrze, uśmiechnął się mój rozmówca, towarzysze się liberalizują aż miło, a stare niedołęgi z aparatu partyjno-rządowego pójdą na renty z powodu utraty zdrowia. Bo ja wiem, westchnąłem i wskazałem na zegarek.

Ruszyliśmy zatem w kierunku dworca. Mężczyzna musiał wieczornym pociągiem pospiesznym wyjechać do Gdańska, aby w niedzielny ranek być w Trójmieście. W konkretnym miejscu i o ustalonej godzinie. Czas w jakim akurat żyliśmy nie tolerował spóźnień. Niestety, zdążyliśmy. Wczesnym, niedzielnym rankiem na peronie dworca Gdańsk Główny na niektórych przybyszy, a więc i na niego, czekali mundurowi i niemundurowi. Trwała akcja „Jodła”. Kilka godzin wcześniej, gdy drzemał w pociągu, o północy rozpoczął się 13 grudnia 1981 roku.  

Ja tymczasem, gdy pociąg do Gdańska zniknął za peronem, wróciłem na Uniwersytet Śląski. Przedłużająca się kolacja kończyła pierwszy dzień ogólnopolskiego sympozjum na temat tworzenia i funkcjonowania samorządów w zakładach pracy. Pomysłodawcą i głównym organizatorem konferencji z ramienia uczelnianej „Solidarności” była Mirosława Błaszczak, moja późniejsza żona. Na konferencję przybyli działacze „S” i uczeni z całej Polski. A ponieważ po moim powrocie było jeszcze parę spraw do załatwienia przed drugim dniem sympozjum, więc dopiero przed północą dotarliśmy do mieszkania, w którym nie byliśmy zameldowani.

Rano dowiedzieliśmy się z radia, że wprowadzano stan wojenny. Pod wieczór (wpadliśmy jeszcze na uniwersytet) okazało się, że Mireczka musi się ukrywać.

Rozstaliśmy się nie wiedząc na jak długo.

Pierwszy, ale nie ostatni raz…

(cdn)

Grzegorz Wacławik

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie