- Utworzony
Sto sześćdziesiąty trzeci
Wolność ( 1)
Nie podoba się to raczej mojemu pokoleniu (a sądzę, że nie bardzo nawet), lecz musimy przyznać, że akurat krok po kroku, a często i irracjonalnymi susami, odchodzimy z tego łez padołu. Taka jest kolej rzeczy, a na dodatek pandemia „sprzyja” („sprzyjała?”) naturalnej kolei rzeczy. Marsz siedemdziesięcio- (i nieco mniej, i nieco więcej) latków nieuchronnie zmierza do linii horyzontu, choć czasem zadziwia ostentacyjna dziarskość tego marszu. Czy dlatego, że wielu łudzi się, że wbrew naturze będą żyć wiecznie? I, a jakże, w radości i pogodzie. Nic z tego, choć brzmi to nieszczególnie. Wprawdzie nadzieja umiera ostatnia, ale i ona zemrze z naszym ostatnim tchnieniem. Tak było, jest i będzie. A co za horyzontem? Dla jednych to pytanie eschatologiczne, dla innych zbędne. Ci drudzy swoje wiedzą; mogiła i po wszystkim. Jasne, perspektywa, że zostawią po sobie dobre wspomnienia, majątki, spełnione miłości, niezwykłe przeżycia jest satysfakcjonująca. Tyle że miłe wspomnienia jak gdyby miksują się z natrętnymi przykrościami, rozczarowaniami, bolesnymi zawodami nie tylko miłosnymi, niespełnionymi pragnieniami, a często cierpieniami i bólem. Suma wydaje się mocna zagmatwana, ale sądzimy, że jednak zachowamy się w dobrej pamięci. Kłopot w tym, że to nic pewnego. Pozostanie w złej pamięci należy także brać pod uwagę. Więc może warto wziąć pod uwagę zakład Błażeja Pascala?
Rówieśnik, który odwiedził mnie tydzień temu, orzekł, że nasze pokolenie pozostawi po sobie nienasycone jednak podziwu godne, rzec można: wiekopomnie dążenie do osiągnięcia wolności. Co się prawie udało. Zgoda, wszak mniej więcej połowę życia spędziliśmy w komunie. Mieliśmy dość tamtej PRL-owskiej szarości, bylejakości, braku szans… I tak dalej, prawił żarliwie. Pragnęliśmy wolności z całych sił, konstatował, a ja kiwałem potakująco głową, pamiętając, że jako gospodarz nie mogę sobie pozwolić na ostentację. Gość w dom, Bóg w dom tak mnie nauczono i tego się trzymam. A ponadto: kto nie ulega czarowi wspomnień młodości?
Widziałeś, zapytał na koniec spotkania mój gość. Ponieważ nie widziałem (ani nawet nie słyszałem), opowiedział o kampanii outdoorowej przeciwdziałającej dyskryminacji ludzi niewierzących w Polsce. Jakże to, zdziwiłem się szczerze. A on na to, że już w ośmiu miastach w Polsce pojawiły się nośniki mało i wielkopowierzchniowe oraz citylighty (komunikaty reklamowe) o treści „Nie dajemy wiary, dajemy wolność”. Sam taki spotkał (bo to człek bywały) w przejściu do warszawskiego metra. Ki diabeł, pomyślałem, a więc gdy pożegnaliśmy się, zacząłem szperać w intrenecie. Rzeczywiście, stoi jak byk: dosyć dyskryminacji ludzi niewierzących w Polsce. Ciarki przeszły po plecach, bom wiedział, że jako człowiek wierzący należeć muszę do dyskryminujących. Dotąd ani mi to było w głowie. Zatem wstyd? Coś koło tego; zacząłem dzwonić do moich bliskich, niewierzących znajomych z przeprosinami. Ale o co ci chodzi, pytali jeden przez drugiego, gdy biłem się w piersi, aż dudniło. Jest mi tak głupio, dukałem, gdyż nie przyszło mi do głowy, że dyskryminuję ciebie (was) od lat opowiadając, że jestem człowiekiem religijnym. Masz COVID-19, zapytała z troską w głosie kolejna interlokutorka, a ktoś inny (menedżer myślący decyzjami) dopytywał, czy aby rzeczywiście moja choroba zakończyła się wraz z ustaniem wysokiej gorączki. Ależ ja wcale nie chorowałem, perswadowałem, jak się wkrótce okazało nieprzekonywująco. Wiesz, powiedziała przy kolacji żona, miałam dzisiaj sporo telefonów w twojej sprawie. Nawet nie zdążyłem unieść brwi, gdy niedbale rzuciła: skąd pomysł z tym twoim koronawirusem? Wyjaśniałem nieporozumienie. Żona westchnęła i wzruszyła ramionami.
Miała racje. Bo skoro mówią, że dają wolność, to znaczy, że nie wiedzą, co mówią. Wszak wolność jest immanentną cechą każdego człowieka, więc dopiero gdy się unicestwi człowieka, można zabrać mu wolności. Tymczasem „szczodrobliwymi dawcami do wolności” (o których kampanii wspomniał mój gość) jest fundacja „Wolność od religii” . Owszem, już Marks, a po nim wielu innych myślicieli, a wśród nich Erich Fromm pisali, że są dwa rodzaje wolności. Że jest „wolność od” i „wolnością do”, ale żeby nawet nie starać się, fundacjo z Lublina, rozumieć mistrzów i pchać się bez wstydu na afisz?
Zastanowimy się nad tym następnym razem. Obiecuję ...
Cdn.
Grzegorz Wacławik