Utworzony

Sto sześćdziesiąty

Wielki Post/ Wielki Piątek (5)

Jan N. wrócił do domu po godzinie dwudziestej. Pierwszy wieczór Triduum Paschalnego spędził w kościele, gdzie jedenaście lat temu zwrócił uwagę na zdezorientowanego mężczyznę. Odkąd go ujrzał (a akurat wspinał się stromymi  schodami), nie spuszczał z niego wzroku, sam nie wiedząc dlaczego. „Coś” go zaintrygowało, tak przecież nieraz bywa: uważnie przeglądamy się komuś czy czemuś z niewiadomych powodów. Gapimy się najzwyczajniej, szczerze mówiąc. Tak było i tym (tamtym, bo przecież minęła dekada z okładem) razem. Dopiero gdy,  przybyły wszedł do świątyni, zatrzymując się przy figurze św. Antoniego i kaznodzieja rozpoczął homilię, Jan N. odwrócił wzrok. Zapamiętał to dobrze, niemniej gdy wrócił dziś wieczorem do domu, nie mógł się powstrzymać i sięgnął po brulion „Kroniki” z  roku 2010. Czy znalazł to, czego szukał? Trudno powiedzieć. Lecz  po opisaniu wspomnianego poprzednio zamieszania na przykościelnych (stromych, jako się rzekło) schodach zapisał jeszcze jeden akapit. Taki mianowicie:

 Nie zauważyli, jak stanął wśród nich. To przecież on, westchnął wreszcie jeden do drugiego. Tak, to nie mógł być nikt inny, skonstatowali i rozdziawili gęby zadziwieni. Wreszcie odezwała się pani w zielonym kapeluszu. Właśnie rozmawiamy, zaczęła, ale nie dokończyła, bo przerwał jej ten, o którym dyskutowali. Znalazłem, powiedział, jakby nie zauważył entrée  kobiety, drogę, którą zgubiłem w tym mieście. Niedaleko stąd, wiele lat temu. Tam, wskazał ręką kamienicę czynszową po drugiej stronie ulicy. Wprawdzie potknąłem się nie pierwszy raz w życiu, lecz wówczas wyjątkowo boleśnie. Upadłem i nie miałem sił się podnieść. Uciec stąd jak najdalej, zapragnąłem. Lecz nie miałem sił. Wreszcie, po czasie, niewczasie rzucając przez zaciśnięte zęby przekleństwa skrawek po skrawku, metr po metrze, wyczołgałem się z niemocy... Uciekłem. Głupiec ze mnie, że wróciłem, zapytał, lecz nikt nie odpowiedział. Także ta w zielonym kapelusz milczała. Zaś dzisiaj, powiedział po chwili, wróciłem jak gdyby nigdy nic. Wróciłem, powtórzył, lecz inni sprawiali wrażenie, jakby nagle stracili zainteresowanie tym człowiekiem. I zaczęli się rozchodzić….

Pod tym zapisem Jan B. umieścił wiersz. Romana Brandstaettera

Takie było Twoje ukrzyżowanie, Boże.

 

Takie było Twoje ukrzyżowanie, Boże,

Chociaż na pewno odbyło się ono inaczej,

Niż ja to opisałem niezdarnym piórem.

Jak trudno opisać Twoją śmierć, Boże. Jak trudno.

Nie jestem Adamem od Świętego Wiktora.

Ale to jeszcze nie wszystko. Jest między

Nami sprawa, którą muszę ujawnić,

Aby ujawnione zostały wszystkie przyczyny

Twojego męczeństwa. Brak wśród nich

Mojego grzechu. Grzechu nie popełnionego.

Chociaż nie byłem pięciopalcą dłonią sługi Annasza,

Chociaż nie narzuciłem na Twoje ramiona

Szkarłatnego płaszcza, a w ręce Twoje

Nie wetknąłem bambusowej trzciny,

Chociaż nie byłem wśród gawiedzi,

Która domagała się Twojej śmierci –

Ale moja nieobecność była tylko pozorna.

Urodziłem się dwa tysiące lat później.

Gdybym żył za Twoich czasów, w Jerozolimie,

Na pewno bym wołał:

"Krew Jego na nas i na syny nasze!"

I krzyczał:

"Zstąp z krzyża!"

A potem wróciłbym, Boże, do domu,

do domu mojej beznadziejności,

Dźwigając na ramionach Twoją wełnianą szatę,

Której jakość badałem palcami.

Ta możliwość grzechu męczy mnie i upokarza.

Albowiem dobrze znam siebie.

Nie odważyłbym się krzyczeć w Twojej obronie

Ani głośno sprzeciwiać się wyrokowi.

Jestem małym człowiekiem, po trochu tchórzem,

Po trochu egoistą, po trochu drwiącym łotrem,

Który woli żyć wśród cielców, przeżuwających pustynię,

Niż umrzeć za samotną prawdę.  

Dlatego przebacz mi tę moją bolesną świadomość,

Dlatego przebacz mi tę gorzką możliwość,

Tę jeszcze jedną przyczynę Twojej śmierci,

Tę przyczynę, o której Ewangeliści zapomnieli,

Tę przyczynę, o której Ewangeliści nie piszą,

Tę przyczynę, o której Ewangeliści milczą.  

Przebacz mi, Boże, grzech nie popełniony.

Roman Brandstaetter

Kobieta zapowiadająca pogodę na Święta Wielkiej Nocy podała, że z czwartku na piątek będzie spore ochłodzenie. Można było odnieść wrażenie, że Jan N. był o tym wcześniej poinformowany. Nieznacznie wzruszył ramionami…

Cdn.

Grzegorz Wacławik

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie