- Utworzony
Sto pięćdziesiąty dziewiąty
Wielki Post/Wielki Czwartek (4)
Tymczasem, pisał Jan N., notując przebieg historii poznanej już przez nas co nieco, pasażer podążający wygodnym pociągiem do szczęścia, nagle zatrzymał wzrok na swoich dłoniach. Nie było to przyjemne. Prychnął z niechęcią, lecz nie potrafił odwrócić wzroku. Dłonie były zmarnowane wiekiem. Jego usta wykrzywił grymas. Starczo pomarszczona skóra popstrzona plamami wątrobowymi wywołała „gdzieś w środku” dziwne ukłucie. Niezbyt bolesne, ale niekrótkotrwałe. Choć zrazu sączyło się słabą strużką, szybko zaczęło buzować niczym lawa wulkaniczna. Rozchełstana pamięć przywróciła ponury obraz zmarnowanego życia. Jego życia. Przymknął oczy, ale myśli nadal łomotały, a „dziwne” ukłucie przeszywało jego całe ciało. Minie. To musi minąć, wyszeptał, próbując zdusić niepokój. Ale nie mijało. Na razie..?
W sporym oddaleniu od ciągle prącego ku szczęściu pociągu, na przykościelnych schodach nadal trwało zamieszenie. Dyskutowali wątpiący z przekonanymi. Nie spierano się (czego można by się raczej spodziewać) o sprawy eschatologiczne, lecz o wytrzymałość psychofizyczną człowieka. Ściślej: tamtego mężczyzny przy figurze św. Antoniego. Jedni powątpiewali, że człowiek ten mógł ustać bez ruchu przez cztery doby, drudzy gorliwie zapewniali, że tak właśnie było. Jeszcze inni wtrącali, że po prostu mężczyzna musiał najpóźniej wyjść z kościoła w Popielec, zaś w niedzielę przyszedł wcześniej niż inni. Proste?! Niby tak, ale ostatnio nikt nie słuchać głosu rozsądku! Jedynie co jakiś czas któryś z dyskutantów odwracał wzrok w kierunku kościoła, jakby wyglądając obgadywanego jegomościa, ale na próżno. Na razie..?
Podróżny, który od tamtej chwili nie mógł sobie naleźć miejsca, bo jego świetne samopoczucie niejako wyparowało z komfortowego przedziału (jednego z zaledwie kilku w pociągu pędzącego do szczęścia), sięgnął do skórzanej aktówki. Bezładnie przerzucając dokumenty z przegródki do przegródki, natrafił na plastikowy skoroszyt. W środku, w plastikowej koszulce, ktoś z otoczenia podróżującego (bo przecież nie on, do licha, żachnął się) umieścił zapisane przez kogoś jakieś wiersze. Czcionką Times New Roman 13. Tytuł „WIERSZE” tkwił w połowie pierwszej strony czterech spiętych metalową zszywką kartek. Rozproszony niepokojem pasażer, przerzucając wzrok z miejsca na miejsce, nagle zwrócił uwagę na utwór: GETHSEMANI Romana Brandstaettera:
GETHSEMANI
Gdy smutna stała się Jego dusza aż do śmierci,
Odszedł na rzut kamieniem i padł na oblicze
Swoje jak na oblicze światła.
Apostołowie odgrodzili się od Niego
Ścianą snu.
O czym śnić mogą ludzie
W tłoczni krwi i potu? O czym?
Może liczyli we śnie
Chleby spadające na Galileę
I ryby wzlatujące do nieba?
Stojąc na rzut kamienia
Pomiędzy ludźmi i Bogiem,
Modlił się:
"Ojcze, boję się ludzkim strachem
I smucę się ludzkim smutkiem.
Błagają Cię o to moje spękane wargi,
Tę godzinę krzyża,
Ale nie według mojej,
Ale Twojej woli.
Błaga Cię o to moje zmęczone i słabe ciało,
Błagają Cię o to moje spękane wargi,
Błagają Cię o to moje spuchnięte nogi.
Ale chociaż Cię błagam,
Nie wysłuchaj modlitwy mojego ciała,
Nie wysłuchaj modlitwy moich ust,
Nie wysłuchaj modlitwy moich rąk,
Nie wysłuchaj modlitwy moich nóg,
Nie wysłuchaj modlitwy mojego krwawego potu.
Albowiem nie może być zaprzeczony płacz psalmów
I nie może być zaprzeczony język proroków,
I nie może być zaprzeczone istnienie człowieka,
Brata moich cierpień i zabójcy mojej krwi,
Dlatego niech nadejdzie godzina krzyża
I niech się stanie Twoja wola,
Albowiem ona jest moją wolą,
Boże,
Obleczony w moje drżące i spocone ciało.
Tak modlił się,
A oni, chociaż słyszeli Jego słowa,
Nic nie rozumieli. Nie chcąc wrócić
Do rzeczywistości, leżeli bez ruchu
Na dnie snu
I udawali, że nawet nie słyszą
Szelestu anioła, który pełzał
Pomiędzy ich ciałami,
Jak ulicami wyludnionego miasta.
Roman Brandstaetter
Pasażer wsunął „Wiersze” na powrót do skórzanej teczki. Nacisnął guzik przy stoliku i połączył się z dyspozytorem pociągu. Wymienili uprzejmości. Mam pragnienie, powiedział pasażer, wysiąść z tego pociągu. Czy moje życzenie zostanie zrealizowane bezzwłocznie? Oczywiście, jakby w głos dyspozytora wkradło się jednak zakłopotanie. Ale czy jest pan pewien, zapytał z ostrożną nadzieja. Tak. I to bezzwłocznie, odpowiedział podróżujący…
Cdn.
Grzegorz Wacławik