Utworzony

Sto pięćdziesiąty szósty

Wielki Post (1)

Jan N. od lewego rogu trzeciej strony stukartkowego brulionu zapisywał nazwy dzieł, które uznawał za konstytuujące człowieka niepospolitego. Drobnym pismem, niebieskim atramentem wymieniał po kolei:

Septuaginta (cztery części: Pięcioksiąg, Księgi Historyczne, Księgi Mądrościowe, Księgi Prorockie), Ewangelia według. św. Marka, według św. Mateusza, św. Łukasza, Dzieje Apostolskie i Ewangelia według św. Jana… I od kolejnego akapitu:  Platon–Obrona Sokratesa, Eutyfron , Uczta, Państwo, Sofokles– Antygona, Król Edyp, Homer– Iliada, Odyseja...

Na chwilę odłożył pióro. Przyglądając się zapisanym linijkom, sięgnął po filiżankę z wystudzoną herbatą. Pociągnął niewielki łyczek i odstawiwszy kruche naczynie na spodeczek, ponownie ujął pióro. Jednak zawahał się, gdyż nieoczekiwanie powrócił widok niemłodego już księdza, który rozpoczynając homilię, zauważył, że w nawie głównej kościoła zatrzymał się niezbyt wysoki, lecz silnie zbudowany mężczyzna w średnim wieku, ubrany stosownie do lutowej pogody (zob. Sto trzydziesty piąty–do GW). A może to mężczyzna zauważył księdza i stanął w miejscu, nie chcąc przeszkadzać? Jan N. przerzucił kartkę w brulionie i na czwartej stronie napisał: .

Tak jak jedenaście lat temu również w tegoroczną Środę Popielcową kościół, do którego wiodły strome schody, zapełniał się wiernymi z miejscowej parafii. Mężczyzna, który wszedł ostatni, stanął obok figury św. Antoniego, najwidoczniej nie chcąc rzucać się w oczy. Wyglądało, że znalazł się tu przypadkowo. Lecz już nie opuścił świątyni do końca nabożeństwa. Nie był stąd (nie był  jednym z nas, Jan N. poprawił zapis w swym dzienniku) i pewnie dlatego opuszczający kościół parafianie zapamiętali, że ciągle tkwił nieruchomo w miejscu. Zresztą to trwanie nieznajomego stało się powodem nieporozumień. I niezgód, które późnym wieczorem 17 lutego 2021 roku niespodziewanie odżyły.

A przynajmniej na pewno odżyły pod piórem miejscowego kronikarza. Jednak Jan N. przede wszystkim był filozofem. Nie miał wprawdzie tytułu, gdyż ku zaskoczeniu dziekana i promotora rozprawy magisterskiej postanowił nie złożyć pracy z Immanuela Kanta, więc skończył studia z absolutorium, które wkrótce nie miało znaczenia. Jan N. w swoim CV w rubryce wykształcenie wpisywał zgodnie z prawdą: średnie. Dwukrotnie zdarzyło mu się to w połowie ostatniej dekady dwudziestego wieku (w latach 80. częściej, bo też częściej zmieniał prace), w dniach gdy pewien postkomunista bez magisterium skłamał, że posiada wykształcenie wyższe. O ile za napisanie prawdy Jan N. nie spotkała żadna nagroda, o tyle postkomunista wyrokiem niezależnych sądów (z najważniejszym na czele) nagrodzony został wyrokiem uznającym go prezydentem niemałego europejskiego kraju. Niewielu wtedy przypuszczało, że doktryna stanowiąca, że istnieje tylko to, co ja uważam, że istnieje nabiera rozpędu. Jan N. należał do tej garstki. W ogólnokrajowej gazecie opublikował tekst pod tytułem „Odwrócone myślenie”, wywołując oburzenie. Najczęściej wysyłano go do psychiatry. Jednak myślenie na opak, gardzące dorobkiem wiedzy ludzkiej, ćwierć wieku później stało się niemal wszechobowiązujące. Nie tylko wśród tak zwanych intelektualistów, ale niemal każdego człowieka uznającego się za inteligenta.

Wszak żyjemy w czasie płynnej nowoczesności, westchnął Jan N.  i powrócił do tamtej Środy Popielcowej sprzed jedenastu laty. Jan pisał:    

Tymczasem (a właściwie tamtego czasu), gdy po mszy św. kapłan opuścił kościół, mężczyzna ciągle stał obok figury św. Antoniego. Konkretnie mówiąc: tkwił w miejscu. Ponieważ nie był tutejszy, jego obecność, a właściwie nieruchomość, przyciągnęło uwagę niektórych wychodzących z kościoła. Czy znajdywał się wśród nich trzeci mężczyzna, znajomy, jak się wydaje, kaznodziei, czyli kolejny bohater tej opowieści? Niewykluczone. Mimo, że znano go jedynie ze słyszenia, udało się go zidentyfikować. Zdradzało go przemożne pragnienie, jeśli to dobre określenie, niezwykłości. Niby nic nadzwyczajnego w czasach ponowoczesnych, gdy żyje się  jak twierdzi Z. Bauman „na dziedzińcu fabryki trudniącej się przerobem wtórnym dawnych sensów” (cokolwiek to ma znaczyć), jednakże akurat on rzucał się w oczy. Nie mogło być żadnych wątpliwości. Tak, to ten człowiek. To on! Wszedł do hali nowoczesnego budynku dworca kolejowego i skierował się do kasy biletowej. Poprosił o bilet….

Cdn.

Grzegorz Wacławik  

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie