- Utworzony
Sto trzydziesty ósmy
Może to było czterysta, a może nawet pięćset kroków. Nie więcej, raczej nie. Zanim doszli na miejsce, starzec, nieco utykając i podpierając się laską, często przystawał, głęboko oddychając. Wtedy dwudziestoletni młodzieniec oglądał się troskliwie za siebie i zwalniał kroku. Czekał cierpliwie. I tak szli razem, lecz przecież osobno. Także myślami, jak można sądzić, bo nie tylko wiek ich różnił. Aż dotarli na miejsce. Stąd rozciągał się widok na ogromny obszar o gliniastym podłożu, porośnięty wysepkami lichej trawy i gdzieniegdzie niewydarzonymi krzewami. Starzec, który wreszcie uspokoił oddech, zastukał laską w twarde podłoże. Tutaj, powiedział zdecydowanie, były nasze rodzinne groby. Wreszcie nadszedł czas, aby te groby, jak i cały cmentarz, pociągnął ręką wokół, odbudować. To także do wykonania dzieło twoje i twojego pokolenia, zwrócił się do młodzieńca. A po chwili dodał, zmówmy pacierz i wieczne odpoczywanie. Ich półgłośna modlitwa nie trwała długo. Tyle, ile należy.
Który to był rok? Tu nie ma wątpliwości. Akurat przypadła 150 rocznica Bitwy Warszawskiej, zaś rok wcześniej data wróciła do kalendarza państwowego. Sierpień, mimo rewolucyjnych dogmatów i dekretów ledwie minionej epoki, pozostawał miesiącem letnim i upalnym. Także dzisiaj, jak często bywało w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, do południa niebo było bezchmurne, a później kilkakrotnie zbierało się na burzę. Lecz nie padał deszcz. Ani duży, ani mały.
Starano się zapomnieć, że świętowanie uroczystości WNMP było przez dziesiątki lat zakazane. Także starzec o tym nie wspomniał. Może jednak myślał o czasie przeszłym? Niewykluczone. Wszak przeżył poniekąd kilka epok. Urodził się jeszcze w poprzednim wieku, w komunizmie. Gdy dorósł, z roku na rok nasilało się konanie Europy. Państwa duże, ale i mniejsze, a także całkiem małe jedno za drugim wpadały w bezład, podążając w coraz bardziej gwałtownym, lecz obowiązkowym pochodzie wyznawców abdykacji rozumu i odrzucania transcendencji. Cały kontynent odrzucając gwałtownie wspólnotę idei, nieuchronnie tracił wiarę w siebie. Aż wyschła równocześnie samoświadomości narodowa i europejska. Wydawało się, że na zawsze. A jednak nie.
Starzec był ojcem ojca młodzieńca, który mógł odwiedzić dziadka dzięki przymuszeniu globalnych organizacji do odstąpienia od dotychczasowych rygorów. Niestety jego ojciec nie mógł z nim przybyć. Musiał pozostać tam, gdzie żyli od ćwierć wieku, a gdzie on i jego starsze rodzeństwo przyszło na świat. Kilkanaście tysięcy kilometrów stąd.
Przez dwa lata po śmierci twojego pradziadka, powiedział starzec, przychodziłem tutaj przynajmniej raz w miesiącu. Nagle cmentarz zamknięto i ogrodzono wysokim murem. Pewnej nocy wjechały tu czołgi, które zburzyły nagrobki i zniwelowały teren. Odtąd przez wiele lat nikt nie miał prawa tu wejść. Zburzono także kościół parafialny. Dopiero teraz, zawiesił głos, jednak sam widzisz znieszczenia... Rzeczywiście, słowa były zbędne.
Co wydarzało się w półwieczu między setną a sto pięćdziesiąta rocznica Bitwy Warszawskiej? Czy czołgi, które wykonując polecenie władz (jak się wydaje nie tylko lokalnych) zlikwidowały cmentarz, na którym wśród tysięcy innych nagrobków były groby przodków naszych dwóch, przyznacie, dosyć niezwykłych, bohaterów, robiły to ostentacyjnie czy raczej dyskretnie? I czy to w ogóle możliwe?! Nie, niemożliwe! I kropka, powie wielu. Na pewno nie? Przecież także niemal pół wieku temu na cmentarz Orląt Lwowskich, jak czytamy w kronikach, i tak już mocno zdewastowany, wjechały sowieckie czołgi, którym władze poleciły jego likwidację. Czołgi zniszczyły okazałą kolumnadę, groby zasypano ziemią oraz zbudowano na części z nich asfaltową drogę. Usunięto między innymi schody, a na tarczy, gdzie znajdował się herb Lwowa, umieszczono sierp i młot. W katakumbach umieszczono zakład kamieniarski. Z cmentarza udało się ocalić tylko Lwy, które wywieziono i ukryto. Jeden z nich znalazł się na drodze z Lwowa do Winnik, drugi zaś niedaleko szpitala psychiatrycznego na lwowskim Kulparkowie.
Nie wiadomo, kiedy tak okrutny los spotkał cmentarz, na którym 15 sierpnia 2070 roku znaleźli się starzec z młodzieńcem. Bardziej interesujące są okoliczności i wydarzenia, jakie zaistniały, sprzyjając niecały wiek później po Lwowie podobnemu barbarzyństwu. I jak zachowali się współcześni potomkowie zmarłych? Czy mieli czas i możliwość, by dokonać jakichkolwiek ekshumacji? Czy zacisnęli w bezsilności pięści, a potem pogrążyli się na lata w potajemnym proteście i żałobie? A może gdy trwała, jak to ogłosiły władze, niwelacja terenu nieużytków, stali nieopodal tłumnie i bili brawo czołgistom, przekonani, że wreszcie ktoś światły i nowoczesny zrobi porządek z tą wstydliwą, średniowieczną przeszłością?
Zastanawiam się nad tym. Jak mi się wydaje, zajmie to mi jeszcze trzy miesiące. Jeśli będzie możliwe (i z mojej strony i ze strony moich Czytelników), napiszę o tym gdzieś w kwietniu.
A Państwo jak sądzą: ludzie bili brawo czy raczej odwrócili się z pogardą od barbarzyńców, jakkolwiek się oni na ów czas nazywali..?
Cdn.
Grzegorz Wacławik