Utworzony

Sto trzydziesty piąty

Czy rzeczywiście książę Henryk Sandomierski, syn Bolesława Krzywoustego, miał otrzymać koronę Polski z rąk (najpierw króla, a potem cesarza niemieckiego) Fryderyka Barbarossy, zwanego Złotobrodym? Niewykluczone. Niemniej, po kolejnym (zdaniem Iwaszkiewicza) odrzuceniu przez Henryka domniemanej oferty, po wyprawie Złotobrodego na Polskę, po zdobyciu i spaleniu Głogowa, zawarty po klęsce w Krzyszkowie (1157 r.) pokój był upokarzający dla Bolesława Kędzierzawego i Mieszka Starego. Być może również i dla Henryka (ich młodszego brata), lecz to Kędzierzawy (boso i z mieczem u szyi) upadł do stóp cesarza Barbarossy i złożył mu hołd lenny. Potem Henryk wrócił do Sandomierza. A ja do współczesności. Nieodmiennie zdumiewającej. Przyznam, że Ilekroć wracam ze swych dalekich podróży, wpadam w osłupianie. Nie inaczej było i tym razem.

Ledwiem wrócił ze Średniowiecza (oświeconym wrócił , bo trzeba przypominać, że był to w Europie czas powstawania katedr i uniwersytetów), a zaczął się czas Adwentu. Ledwiem zatrzymał się przy instalowanej przez służby miejskie pięciometrowej (a może i wyższej?) choince, gdy kobieta, elegancka i zdystansowana bez wątpienia, zadała półgłosem zaskakujące pytania. Otóż zapytała niespiesznie: dlaczego człowiek znieważający wiarę Izraela i Koran podlega jak najbardziej słusznej karze, podczas gdy znieważający Chrystusa, a także wszystko co święte dla chrześcijan, cieszy się jakże niesłusznym szacunkiem i estymą? Czy istotnie powinien być wzorem wolności opinii, tolerancji ? Także, zwłaszcza ostatnio, w Polsce?

Oczywiście zadumałem nad tym paradoksem, jednak nie ruszyłem z miejsca. Lecz gdy odwróciłem głowę, kobiety już nie było, zaś w tym samym (no, może niemal w tym samym) miejscu stał mężczyzna, niewysoki wprawdzie, lecz zasadniczy, z wieścią zaiste okrutną, którą ogłosił bezzwłocznie. Obecny rząd chce zlikwidować sport, zakomunikował. Jakże to, zapytałem. Ano tak, odpowiedział nie zasępiony, a usatysfakcjonowany. I poszedł przed siebie, aby nieść wieść tę dalej do ludu oświeconego, jak mniemam.

Zatem i ja ruszyłem z miejsca. Konkretnie mówiąc, wsiadałem do autobusu niskopodłogowego. Pani obok mnie trzymała w ręku smartfon. Po chwili, nieoczekiwanie i z miną (a jakże) nieoczekiwaną, przybliżyła mi przed oczy ekran swojego Samsunga. Przeczytałem osłupiały, że Robert Lewandowski należy do największych trucicieli planety. Jakże to, pytałem bezgłośnie, nasz Robert? Kapitan naszej reprezentacji? Uwielbiany przez miliony? To nie Chiny, nie Rosja, nie Niemcy  trują wspólnie, ale samodzielnie Robert Lewandowski?!  Więc czytałem gwałtownie dalej. Wyjaśniło się, że i owszem chodzi o tego Lewandowskiego, ale jest 18 w rankingu 20 piłkarzy, którzy powodują największe zanieczyszczenie naszej planety. Uff, dobre i to.  Ale jakim sposobem? Organizacja Eco-Friendly Footballers wyliczyła, że p. Robert wylatał w tym roku 26,5 tys. km, czym przyczynił się do emisji 12,7 ton dwutlenku węgla do atmosfery. Owszem (komentuje Eco-...) czołowi piłkarze są podziwiani przez fanów za swoją grę na boisku, jednak ich liczne podróże powodują, że zawodnicy znajdują się na liście największych indywidualnych trucicieli Ziemi, przyspieszających zmiany zachodzące w klimacie. Chociaż tyle, odetchnąłem z ulgą.

Jechałem dalej, choć pani, całkiem, a nawet bardzo ładna, wysiadła. To już nie ten wiek, gdy nie przepuszczało się intrygująco rozpoczynających się znajomości. Nic na to nie poradzisz. Tymczasem wsiadło dwóch panów i usiadło za mną. Obaj swobodni, ale gustownie, jak sądzę, ubrani. Widocznie zajęci rozmową rozpoczętą gdzieś tam, być może jeszcze na przystanku. A może i wcześniej. Pierwszy (raczej starszy od kolegi) co prawda zgadzał się, że nasza gospodarka rozwija się dobrze, a wzrost gospodarczy w trzecim kwartale bieżącego roku utrzymał się na poziomie 4,1 proc., więc cieszy go nasze drugie miejsce (ex aequo z Estonią) w Europie, jednak, zawiesił głos, nie jesteśmy liderem. Wszak za Tuska, dodał po chwili, w czterech kwartałach 2009 roku zajmowaliśmy pierwsze miejsce.

Bynajmniej, przepraszam, że się wtrącam, usłyszałem głos męski, docierający jeszcze bardziej z tyłu autobusu, to pierwsze miejsce dziesięć lat temu nie było wynikiem wybitnej kondycji naszej gospodarki, ale słabości innych. Przepłaciliśmy to zresztą potężnym wzrostem długu publicznego aż o 84 mld zł. Rok później dług wzrósł o rekordowe 85 mld zł.

Lecz teraz, powiedział ten młodszy z dwóch  mężczyzn za mną, nasz wzrost gospodarczy jest na rządowej kroplówce, na wzroście popytu stymulowanego wydatkami socjalnymi typu 500+ i trzynastą emeryturą oraz podwyżkami dla pielęgniarek i nauczycieli. To prawda, odpowiedział ten, który się wtrącił, tyle że w 2009 roku to nie była kroplówka, ale szlauch. Szykowano się do Euro’2012.

 Nie wiem, jak było dalej, bo musiałem wysiąść. Za kilkanaście  minut rozpoczynało się spotkanie, na które zmierzałem.  Zaproszono mnie do udziału w panelu dyskusyjnym na temat zagrożeniu klimatu przez człowieka. Zdążyłem na czas. Z czwórki panelistów każdy powiedział (po pięć minut) swoje, więc i ja swój sceptycyzm wyraziłem umiarkowanie. Rozpoczęła się dyskusja. Wśród moich znajomych w mediach społecznościowych, rozpoczęła pani w wieku średnim, są przeważnie ludzie z wyższym wykształceniem. Z ich komentarzy wynika, że najważniejszy jest klimat, potem zwierzęta, a na końcu ludzie. Ludzie mądrzy, znaczy ci moi znajomi, sugerują, że trzeba walczyć najpierw o klimat, potem o zwierzęta, a wreszcie z ludźmi, którzy się z tymi wykształconymi nie zgadzają. I to walczyć bezwzględnie. Nie chciało mi się wierzyć, powiada po chwili pauzy ta pani, ale ci moi wykształceni znajomi postulują ocalenie klimatu i zapewnienie dobrego życie zwierzętom poprzez ograniczenie ilość ludzi. Przede wszystkim tych, którzy nie rozumieją tychże priorytetów. Aborcja i eutanazja są daleko niewystarczające dla ochrony klimatu i zwierząt. Działać trzeba już, natychmiast. Czyż to nie straszne?!

Wojny w średniowieczu były okrutne, to fakt. Także wtedy, gdy oblegaliśmy z księciem Henrykiem nadmorski  Askalon jako sojusznicy króla Baldwina. Owszem, byliśmy krzyżowcami. Jednak gdy Usama, dowódca muzułmańskiej załogi askalońskiej poprosił o zwieszenie broni, aby oblężeni mogli wyjść z miasta ku morzu i wykąpać się, nastąpiła w walkach przerwa. Wystraczająco długa. I co Państwo na to?

Na to wszystko, że zapytam…

Cdn.

Grzegorz Wacławik

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie