- Utworzony
Sto dwudziesty pierwszy
Być może będzie to kilka odcinków, które postanowiłem włączyć do „Pamiętnika osobistego”. Dzisiaj pierwszy.
OBRAZY NIEZAPOMNIANE
(1)
Jeszcze w marcu, raczej w drugiej niż na początku trzeciej dekady miesiąca, przyczepiłem się do Andrzeja Bobkowskiego („Szkice piórkiem"). Owszem późno, ale zawsze to lepiej niż wcale. Odtąd podróżujemy z Bobkowskim po Francji, a przede wszystkim po wojennym Paryżu. W podróż ruszaliśmy na początku lat czterdziestych ubiegłego wieku. Jest 20 maja 1940 roku. Niemcy już przelatują nad Paryżem, ale jeszcze go nie bombardują. Wprawdzie belgijska, angielska i francuska armia tracą ze sobą kontakt i zostają odcięte, ale za kilka dni będą ewakuowane do Anglii (Dunkierka). Wnet zaczyna się jednak bombardowanie Paryża, które nie dotyka katedry Notre-Dame.
Tymczasem, blisko osiemdziesięciu lat później oglądam w telewizji (TVP info) pożar Naszej Pani, którą budowano ponad 180 lat (1163–1345). Akurat jest poniedziałek Wielkiego Tygodnia. Pod wieczór Notre Dame zaczyna płonąć. Szybko na miejscu jest straż pożarna. Jeszcze szybciej (no, może równocześnie) są i politycy francuscy. Nie tylko lokalni. Wnet spodziewany jest przyjazd prezydenta Francji, który odwołuje ważne („Żółty Kamizelki”) przemówienie do narodu. Zanim przybędzie Macron, wokół płonącej katedry zgromadzą się w młodzi Francuzi. Klęcząc modlą się różańcem. Czy kogoś z nich spotkałem w tamtą majową niedzielę 2015 roku, gdy modliłem się, a potem przez dwa dni zwiedzałem Notre-Dame? Być może…
Tymczasem nie odrywam oczy od ekranu telewizora, wyciszając pilotem głos. Straty nie tylko materialne są olbrzymie. Właśnie runęła iglica katedry. Łzy w oczach i smutek całego świata. Całego? Późnym wieczorem zaś wracam do podróży z Andrzejem Bobkowskim. Akurat (10 czerwca 1940 r.) Ministerstwo Spraw Wewnętrznych opuszcza Paryż. Wieczorem tego samego dnia Włochy wypowiadają Francji wojnę. Za sześć dni do Paryża wkroczą niemieccy żołnierze.
Tymczasem mijają kolejne dni Wielkiego Tygodnia 2019 roku. Pożar katedry zostaje ugaszony w nocy z poniedziałku na wtorek. Notre-Dame wskutek wprowadzonej blisko 114 lat temu ustawy o rozdziale państwa od kościoła stała się (i jest nadal) własnością państwową. Nie, nie była ubezpieczona. 17 kwietnia br. (Wielka Środa) na zaproszenie prezydenta Francji przybywają premier rządu, burmistrz Paryża, dyrektor generalny UNESCO i szef Centrów Pomników Sztuki. Sami światli ludzie. Do tego grona doproszono (ponoć na końcu) arcybiskupa Paryża. Zapada decyzja: katedra będzie odbudowana. Za pięć lat? Zostaje ogłoszona zbiórka pieniędzy.
Pracownicy fabryki, w której pracuje Andrzej Bobkowski, podlegają mobilizacji. Sporo wśród nich Polaków. A ponieważ Niemcy przeszli już Sekwanę, więc wszyscy mężczyźni w wieku poborowym muszą opuścić Paryż. „Wrócę” mówi Bobkowski do swojej żony. Na wojnę nie zabiera się kobiet, dodaje, gdy zostajemy sami. Ruszamy. Czeka nas długa droga. Najpierw pociągiem do Bourges, a potem do Quimpre. Stamtąd (ponoć) do Anglii. Podążając w kierunku B. dowiadujemy się, że Niemcy robią sobie akurat spacer w Paryżu. Czy zaglądają do katedry Notre-Dame? Zapewne. Jednak raczej nie po to, aby się modlić. Właściwie jesteśmy tego pewni.
Tymczasem premier Francji po spotkaniu w Wielką Środę ogłosił, że rozpisany będzie konkurs architektoniczny, który zadecyduje o kształcie odbudowy katedry. Słowa premiera dają do myślenia: mam nadzieję, mówi, że nowa iglica katedry będzie dostosowana do techniki i wyzwań naszych czasów. Szybko jeden z architektów prezentuje wizualizację nowej iglicy. To szklana wieża w modernistycznym stylu. Światli ludzie w internecie przekonują, że każdy epoka winna odcisnąć swoje piętno na zabytkach. Mniej światli od tamtych, czyli konserwatyści (zwani zamiennie i nie za rzadko faszystami) nie są dobrej myśli. Przypominają, że w dwusetną rocznicę rewolucji francuskiej (1989 r) na dziedzińcu Luwru ustawiono szklaną piramidę. Symbol wolnomyślicielski. Luwr został unowocześniony. Zmodernizowany w epoce postmodernizmu. Jakie „innowacje” czekają Notre-Dame? Ktoś się domyśla..?
Andrzej Bobkowski notuje w listopadzie 1940 roku: Armia (niemiecka -dop. GW) zdobywcza zachowuje się bez zarzutu. Są spokojni, godni, dobrze wychowali. Nie widziałem ani jednego pijanego. Armia opanowanych szaleńców, która wykonuje wszystko pod kierunkiem naczelnego lekarza, też szaleńca. Ale imponują. Czy widział kto, żeby kobietom ustępować miejsca w metrze? Żołnierze niemieccy robią to z gracją. Tysiącem pozorów oswajają Francuzów i przygotowują grunt do „kolaboracji”, o której coraz głośniej. No i mamy EUROPĘ. Słowo „Europa” używane jest tymczasem dyskretnie jak pierwsze piłki tenisowe, gdy przeciwnicy nawzajem „wymacują” reakcję. Ostrożnie, cicho i dyskretnie to wielkie słowo „Europa” zastąpi w oficjalnym języku „Niemcy”. Żołnierz niemiecki przestanie się bić za wielkość Niemiec, będzie się bił za szczęście Europy i dla Europy. Zdobywczy nacjonalizm, chcąc utrzymać w ryzach coraz to więcej podbitych narodów, musi narzucać międzynarodowe i idealistyczne hasła i slogany. (…) Fabryka historii pracuje na trzy zmiany i sprowadziła najnowsze urządzenia. Może najlepszą z nich jest maszyna kłamstwa. Konstrukcja jej jest naprawdę godna podziwu. To kłamstwo jest jak źle podrobione banknoty. Ale już tyle puszczono w obieg, że wszyscy przyjmujemy je i płacimy, jak gdyby nigdy nic. Wiemy, że to fałszywe, ale chowamy do portfela. Świat? Ludzkość? Człowiek? Proszę 1500 kł. (kłamstw) tych nowych środków obiegowych! Nie mają żadnego pokrycia, lecz nie grozi im dewaluacja. Waluta to wyjątkowo trwała, jak się okaże.
Tymczasem…
Cdn.
Grzegorz Wacławik