Utworzony

Sto dwudziesty

To prawda, że w stanie wojennym Związek Nauczycielstwa Polskiego został przez WRON (zwany ze względu na ponury wizerunek - wroną) zdelegalizowany. Dla porządku zauważyć trzeba, że osławiona  Karta Nauczyciela jest ustawą z dnia 26 stycznia 1982 roku. Kto chce, niech sobie myśli, co mu się podoba, tymczasem wracajmy do delegalizacji  ZNP.  Tyle, że wyrok komunistycznego generała Jaruzelskiego (ukłony dla pp. Millera, Cimoszewicza i Czarzastego) dotyczył wszystkich związków zawodowych. Zaś gdy statut ZNP został zarejestrowany przez Sąd Wojewódzki w Warszawie już 5 sierpnia 1983 roku, związek ponownie podjął działalność.  Prędziutko.  Wszak stan wojenny formalnie przestał obwiązywać 22 lipca 1983 roku, dwa tygodnie przed tą rejestracją statutu. Natomiast p. Sławomir Broniarz, także wówczas członek ZNP, dyrektorem szkoły został w 1988 r. Solidarność jeszcze była w podziemiu walcząc z władzami PRL m.in. o prawo do strajku. To tak, ku pamięci.

Wiem, że nieco to dziwna uwertura do (zapowiedzianego przez mnie tydzień temu) poszukiwania źródeł modelu jaśnie oświeconej szkoły. Jednakowoż rzeczywistość zaskakuje. To co wczoraj było koniunkturalizmem, dzisiaj nazwane jest cnotą. Relatywizm? Być może zatem w tym całym dzisiejszym sporze idzie także (a może nawet przede wszystkim?) o postępową, jak postulują entuzjaści, europejską koalicję na rzecz przełomowej reformy oświaty. Rozumie się samo przez się, że według europejskich reguł. Chodzi o reformę par excellence! Wytyczającą nowe świetliste, a jakże, szlaki. Owszem, należy sięgać do tradycji, ale wyłącznie po to, aby było jeszcze nowocześniej. Aby powróciła (sic!) idea kształcenia dzieci w szkołach wolnych … od rodziców! Najlepiej od czwartego (a może i trzeciego) roku życia. Tak już było. Kiedy? Sto lat temu. Konkretnie po tzw. rewolucji październikowej. A propos. O tym jak uczcił jej kolejną rocznicę Kazimierz Dejmek w 1967-68, pisałem niedawno.

A teraz ad rem. Otóż, gdy bolszewicy w latach 1918 – 1919 wkraczali na polskie kresy (polecam „Pożogę” Z. Kossak-Szczuckiej), tworzyli takie właśnie zamknięte szkoły.  A co z rodzicami? Aresztowano ich, zabijano lub pozostałych wysiedlano. Dzieci bezwzględnie indoktrynowano i wynaradawiano. Czyż podobnie nie postąpili niemieccy narodowi socjaliści z dziećmi Zamojszczyzny podczas okupacji hitlerowskiej?!  W wydatnej ostatnio książce „My, dzieci komunistów” p. Aleksandra Jasińska (córka Bolesława Bieruta i Małgorzaty Fornalskiej, ur. 1932 w Moskwie) wspomina, że chociaż jej rodzice żyli, ona jednak trafiła do domu dziecka. Tam się pewnie uczyła. Dlaczego? Bo rodzice walczyli o wolną, najwidoczniej w klasowym wyobrażeniu, Polskę. Jak pamiętamy Bierut ją „wywalczył”.  Nawet był jej prezydentem. Z nadania Stalina, dodajmy, żeby nie zapomnieć. Pani profesor Jasińska nie ma pretensji do rodziców. Chcieli dobrze, wydaje się sądzić. 

Na marginesie, ale po raz drugi w tym odcinku: a propos. Nierzadko tak jest, że chce się dobrze, a wychodzi na opak. Owszem, nie życzę tego nauczycielom zrzeszonym w ZNP, natomiast mniej jestem szczodrobliwy co do kierownictwa związku.  Jakoś tak nie mogę sobie przypomnieć równie nieustępliwych postaw ZNP, gdy walczono o godność, niepodległość i wolność. Także o prawo do strajku. Gdy nauczyciele z podziemnej „Solidarności” walczyli z komuną, wtedy (kto nie pamięta niech sobie przypomni) odwaga była droga. Cena była wysoka. Także dzisiejsza nauczycielska „Solidarność” walczyła o prawa związkowe głodówką. Nie w szkole, nie z udziałem dzieci, ale w kuratorium oświaty. Czy byłoby na to stać wielu dzisiejszych bohaterów dnia z ZNP? Wątpię.

Ale wracając do idei szkoły bez rodziców, idei-marzenia każdego pokolenia rewolucjonistów.  Także tych z 1968 roku w RFN. Znacie losy Bettiny Röhl? Jeśli nie, to poszukajcie w internecie chociażby. To córka Ulrike Meinhof, dziennikarki i terrorystki RAF (Frakcja Czerwonej Armii) oraz wydawcy czasopisma „Konkret” Klausa Rainera Röhla. Meinhof związała się Andreasem Baaderem. Także terrorystą z RAF. Rola „Konkretu” w rewolucji 1968 roku jest niekwestionowana. Jak się później okazało gazeta była finasowania przez Stasi. Tak, tak, przez NRD-owską bezpiekę. Poczytajcie co mówi Bettina Röhl? O tym, kim był Joschka Fischer czy Daniel Cohn-Bendit, zwany Czerwonym Danym ? Ale przede wszystkim o tym, jak jej matka Meinhof chciała ją i jej siostrę  oddać do takiej właśnie zamkniętej, uwolnionej od rodziców (od stereotypów, wiecie, rozumiecie) szkoły. Do szkoły w Palestynie, gdzie kształcono dzieci na przyszłych rewolucjonistów. Wiele wykształcono, na szczęście córkom Meinhof się udało tego uniknąć (W. Gadowski, P. Wojciechowski, Tragarze śmierci). 

Ale dlaczego, zapytacie, rewolucjoniści w każdym pokoleniu chcieli odbierać dzieci rodzicom, aby wychowywać je w kołchozie, pardon– w kolektywie? Dlatego, że wykształcenie nowego człowieka, (czyli uwolnionego od patriarchatu, matriarchatu, od stereotypowych przywiązań płciowych, itd.) jest ich marzeniem. Marzeniem wyhodowania nowego człowieka. Toteż postulują, aby dzieci wychowywane były pod kierunkiem wyłącznie oświeconych jedynym postępowym światłem pedagogów i, co oczywiste, jeszcze bardziej światłych latarników. To jest właśnie postęp, zaś reszta to faszyzm. Zrozumiano?!

Wydaje mi się, że nie jest to ostatni odcinek „Pamiętnika” na ten temat. Zwłaszcza, że strajk nauczycieli trwa…

Cdn.

 Grzegorz Wacławik

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie