- Utworzony
Sto siedemnasty
(1)
Niektórym mogło się wydawać, że czasy, gdy kultura polska miała być narodowa w formie, ale proletariacka w treści, przeszły do historii. A skoro tak, to Kazimierz Dejmek, przygotowując w 1967 roku Mickiewiczowskie „Dziady” do wystawienia w Teatrze Powszechnym w Warszawie, cieszył się swobodą twórczą. A przynajmniej gorset przymusu nie uciskał go nadto. Jednak kłopot w tym, że Dejmek przygotowując inscenizację, chciał nią uczcić 65 rocznicę Rewolucji Październikowej. Starsi pamiętają ten dzień, wiedzą, co to było, za przeproszeniem, za święto. Wypadało 7 listopada. Co gorliwsi je fetowali. Ale czy ten swoisty prezent dla władzy radzieckiej był jedynym kłopotem Dejmka?
Nie miałem wtedy pojęcia, gdy ponad pół wieku temu maszerowałem ulicami Katowic. Przybyłem do Katowic o osiemnastej, najpóźniej osiemnastej dziesięć. Wysiadłem na przystanku z autobusu, który nosił numer „8”. Kursował na linii Katowice– Sosnowiec– Katowice. Miałem dwadzieścia minut czasu. W przychodni sportowej powinien być o osiemnastej trzydzieści. Nie musiałem się spieszyć. Zszedłem z ulicy Mickiewicza i minąłem Zenit (Skarbka jeszcze nie było). Dalej ulicą 3-Maja zmierzałem w kierunku Placu Wolności, gdzie w jednym z budynków znajdowała się przechodnia, do której podążałem. Jak w każdą środę od dwóch miesięcy. Nagle usłyszałem głośne, skandowane okrzyki: Chce-my kul-tury bez cen-zury, a za chwilę Nie-po-dle-głość dla kul-tu-ry. I dalej: „Chce-my „Dzia-dów”.
Skąd mogłem wiedzieć, że Dejmek adaptując Mickiewicza miał kolejny dylemat. Niby interpretacyjny, ale przecież fundamentalny. Co zatem wykombinował ponad pół wieku temu, zapytacie? Jako materialista – wyznał – przesunąłem chrystianizm i mistycyzm Autora (czytaj: Mickiewicza) ze sfery dewocyjnej na grunt ludowej obrzędowości, akcentując rewolucyjność i patriotyczność utworu.
Nie wydaje się, żeby wiedział o tym ktoś z buntowniczego, skandującego tłumu zgromadzonego w tamtą (sprzed 51 lat) marcową środę przy wejściu do Powszechnego Domu Towarowego przy ul. 3-Maja. Mimo, że byli to studenci. Nie wiem, czy filologia polska była kierunkiem w Wyższej Szkole Pedagogicznej. A jeśli była, to czy „Dziady” odczytywano w duchu chrystianizmu i mistycyzmu (co tu owijać w bawełnę: dewocyjnie!) czy raczej w rewolucyjnym?! Na miarę obchodów Rewolucji Październikowej? Czy w zgodzie z wieszczem?!
Przyznaję, że ja nie miałem takiego dylematu. Szedłem do przychodni na zabieg, więc wiecujących chciałem po prostu wyminąć. Bardzo mi zależało, aby zdążyć na czas. Tym razem miał to być ostatni zastrzyk trwającej od połowy października terapii. Czwarty miesiąc! Kontuzja prawego łokcia, odniesiona podczas ostatnich w minionym sezonie zawodów, miała się ku końcowi. Miałem siedemnaście lat i wierzyłem, że mam talent. A tego nie wolno marnować, o tym także dobrze wiedziałem. Nawet mi przez myśl nie przyszło, aby dumając na dylematami Dejmka posłużyć się pytaniem, a jakże oskarżycielskim, Norwida: Coś Ty Warszawie zrobił Mickiewiczu? Tym bardziej, że twórczości Norwida jeszcze nie znałem, gdyż było to przed Bema Pamięci Żałobnym Rapsodem w monumentalnym wykonaniu Niemena. Słowem – podążałem ulicą 3-Maja w Katowicach w marcu 1968 roku jeszcze przed modą na Cypriana Kamila, nazwanego czwartym wieszczem.
A nade wszystko nie było czasu na zadawanie żadnych pytań. Gdyż nagle na sygnałach, bardzo oszczędnie używając hamulców wjechały w nas (bo ja, wymijając innych, znajdowałem się gdzieś w środku zgromadzenia) milicyjne radiowozy. A białe pałki robiły spustoszenie... (Cdn)
Cdn. w niedzielę 17 marca br.
Grzegorz Wacławik