- Utworzony
Sto piętnasty
List wczoraj otrzymany zmusił mnie poniekąd do porzucenia zajęć i powrotu do „Pamiętnika osobistego”. Człowiek, który odezwał się po latach, raczej nie jest moim czytelnikiem. Kiedyś i owszem, ale to doprawdy stare czasy; wtedy świat przewracał się już był od dłuższego czasu, ale jeszcze nie stanął na głowie. Wówczas poróżniłem się ze swoim dzisiejszym korespondentem. Poszło mi.in. o Gombrowicza, którego on wielbił, a ja nie. Ale nie tylko to. Z naszego dosyć zażyłego grona pozostało nas niewielu tych, którzy ciągle uparcie dążyli do harmonii, wypychając za drzwi chaos. Ciągle wierzyliśmy, że dobro zwycięży zło, a podłość odejdzie w niebyt. Nie doceniliśmy, okazało się, destrukcyjnej siły błazenady. Było to dawno, jednak nie na tyle, aby zatarło się w pamięci. W mojej na pewno nie.
Tego, który do mnie się właśnie odezwał, zapamiętałem jako osobnika pełnego optymizmu, a nawet lekkoducha. Ekstrawertyka. Był artystą. Podbijał świat, raczej z sukcesami. Tak sądziłem przynajmniej. Nie pojmowałem idei jego dzieł, ale z natury jestem staroświecki. Wiedział o tym i pewnie traktował mnie z pobłażliwością. Podczas gdy ja trudziłem się (i nadal się mitrężę ) odczytywaniem świata, on mówił, że go stwarza. Triumfował. Oczywiste zatem, że chociaż był blisko mnie (a blisko przy nim ja), nigdy nie zasięgał u mnie rady. Także w innych, nazwijmy to, życiowych sprawach. Na pewno uważał się za lepszego ode mnie. Takie jego prawo.
Tymczasem teraz napisał do mnie list z wieloma pytaniami. Jak to się stało, zapytał zaskakująco już w pierwszym akapicie, że entuzjastycznie i chóralnie uznaje się dzisiaj ofiarę za przestępcę? I dalej: dlaczego to, co szlachetne, teraz musiało stać się obrzydliwe? A niegdysiejsze piękno uznane jest obecnie za brzydotę okrutną? Dlaczego głupota stała się mądrością, a pospolita tępota poniekąd oświeceniową racjonalnością? Dlaczego normy, także moralne, przestały obowiązywać, a wartości stały się antywartościami? Zdziwiłem się. Lecz czytałem dalej.
Sporo jest w liście takich pytań. Trudno mi dociec, dlaczego stałem się ich adresatem. A może przez przypadek? A sam list był kopią wysłanego do innych? Do wielu? Więc może to jedynie, pamiętam wszak jego ofensywność, kolejna z prowokacji, swoista uwertura do jego najnowszego współczesnego dzieła? Wszak musiał pozostać awangardzistą, bo kimże by innym? Nadal jednak nie jestem pewny, co nim kierowało, gdy adresował swój list do mnie. Wiem natomiast na pewno, że nie oczekuje ode mnie odpowiedzi, ponieważ w swej korespondencji nie zamieścił adresu zwrotnego. Więc? Czyż mam innych wybór, niż powrócić do „Pamiętnika osobistego” i w ten jedyny sposób odpowiedzieć mojemu korespondentowi? Nie mam innego sposobu, postanowiłem po namyśle.
Toteż (zachęcając się do nieprzerywania sto piętnastego odcinka „Pamiętnika”) próbuję uporać się z odpowiedziami, niekiedy sięgając do Pawła Hertza. Tak, tego samego, po którego śmierci (2001 rok) Czesław Miłosz napisał, że nie przepowiada mu sławy pośmiertnej, gdyż nie godziłaby się z jego dobrowolnym wyborem miejsca na boku ( „Sposób życia”. Z Pawłem Hertzem rozmawia Barbara N. Łopieńska, Iskry, 2016 r.). Sam zaś Hertz zauważa, że od dziewiętnastego wieku istnieje to przekonanie, że artysta jest stwórcą, że to on konstruuje świat obrazów i słów. A tymczasem wszystko, co możemy zrobić, to lepiej lub gorzej naśladować świat, starając się oczywiście ten świat zrozumieć.
Nie potrafiąc ani pojąć, ani (tym bardziej) zrozumieć świata, ówczesna awangarda go zanegowała. Pod różnymi, że tak się wyrażę, sztandarami. A potem już było po prostu z górki. Skończył się czas ludzi wybitnych, w ich miejsce pojawili się ludzie miałcy, prości, chorobliwie ambitni i aroganccy. Owszem, ruszono z posad bryłę świata, tyle, że po to, żeby zepchnąć ją w przepaść. Odtąd nikt już nie wie, co wolno, a czego nie wolno. Ład zasłonił bezład, krzykliwy, a i wulgarny jak diabli. I jak się wydaje przepaść, w którą opada poruszona bezczelnie bryła świata, jest studnią bez dna. W bibliotekach, w muzeach czy w salach koncertowych i wystawowych są liczne dowody. Nie tylko tam. Mamy je na co dzień. W telewizji czy w internecie. Co zadziwiające, wielu z nas zachłystuje się tym upadkiem. Widzę to aż nadto; mam profil w tak zwanych mediach społecznościowych, a na nim swoich znajomych i znajomych ich znajomych. Moim zdaniem, będzie coraz gorzej.
Dlaczego? Bo stwórców świata, przeróżnych performance’ów, mędrków czy celebrytów gwałtownie przybywa. W różnych dziedzinach. We wszystkich.
I jak tu nie zgodzić się z Pawłem Hertzem, że świat widziany przez Homera jest wspanialszy i mądrzejszy niż świat widziany przez Gombrowicza. Ten ostatni jest (poza grepsami w „Ferdydurke” i „Transatlantyku”) nudny, wręcz niestrawny.
Dla mnie, oczywiście…
Cdn.
Grzegorz Wacławik