- Utworzony
Sto jedenasty
Ktoś, a człowiek był to niestary, wczoraj rano zapytał, czy wiem, że jest akurat trzynasty dzień miesiąca. No, westchnąłem, bo mam powody pamiętać o 13 grudnia. Od 1981 roku zwłaszcza. Zaś ten zbył moje westchnienie wzruszeniem ramion. No i swoje… A to, że trzynastka jest pechowa, że w ogóle lepiej nie zapeszać, a jak już to odpukać w niemalowane drewno. I tak dalej…, znacie takie bajania. No więc wysłuchałem, co mi tam. A ów ani niestary, ale też i niemłody jednak, ani słowa o rocznicy stanu wojennego. Jakby go nigdy nie było. Niby nie powinno już nic dziwić, a ciągle dziwi.
Więc zabrali ci przyjaciół/ tak po prostu w środku nocy/ którą sam przeżyłeś jakoś/ w osobowym śpiąc pociągu/ rano przywiózł cię do miasta/ jakiś osobowy pociąg/ dowiedziałeś się: przyjaciół zabierali w środku nocy.
13 grudnia 1981 roku pamiętam dotkliwie. I zapewne nigdy nie zapomnę. Ponad pół roku wcześniej, w kwietniu, skończyłem 30 lat. Byłem dorosłym mężczyzną, ale w głowie mi się nie mieściło, że można wypowiedzieć wojnę swojemu narodowi. Więc nie miałem wyboru, musiałem zrobić to, co zrobiłem. Poszedłem na wojnę przeciw zdradzie. Nie byłem sam, wręcz przeciwnie.
Dostaliśmy od historii/i oddamy komuś w spadku/ czas wystąpień i protestów/
czas wydarzeń i wypadków. Tak wynikło z koła zdarzeń/że mieliśmy swój egzamin/w czasach kiedy jeszcze słowo/ słychać było jak dynamit.
Pozbawieni prawa wykonywania zawodów, ścigani przez esbeckie psy gończe, inwigilowani, wypychani z kraju, torturowani i zabijani zdawaliśmy swój egzamin. Musieliśmy równocześnie zarabiać na życie; byliśmy przecież już dorosłymi ludźmi, mieliśmy rodziny. Tamci (wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi) tymczasem robili kariery.
Jedni mówią - się zaczęła/ Drudzy mówią - że odchodzi/ papierowa rewolucja/ naszych powielaczogodzin. Tak bez miejskiej partyzantki/z dynamitu prohibicją/wciąż próbując dojść swych racji papierową amunicją/ Może będą z nas szydzili/ci co teraz kończą szkoły/zamiast krzyczeć prawdę w oczy/ z oczu zrobią oczodoły./ Maturzyści mi mówili/ że to mógł wymyślić Hasek/żeby słowem czołgi wabić/ albo słowem czołgi straszyć.
A czołgi były na ulicach. Nie dla obrony przed zewnętrznym najeźdźcą. Przecież za wszystkimi granicami stały „bratnie armie” Układu Warszawskiego. A i w Polsce stacjonowało tysiące żołnierzy Armii Czerwonej. I przecież dowodzili nimi kumple Jaruzelskiego oraz jego akolitów. Urbana, ale i Millera, Kwaśniewskiego (tak, tych samych) i wielu innych „bohaterów” transformacji. Czołgi zaś były narzędziem zbrodni. Zbrodni komunistycznej.
Za trzy dni zabiją ludzi/ tak po prostu przed kopalnią/ mundurowa kukła powie /że zginęli znowu ludzie/ Przecież tak już chyba było/ czy wciąż musi być tak samo?/ O tym, że zabili ludzi/ znowu będą mówić "Grudzień"?/Szkoda, że się znowu skończy/ tak jak w wierszu przyjaciela/ szkoda, widać tak być musi/ krew w ubrania ludzi wsiąknie/ Więc te same znów napisy/ na papierze i kamieniu/ Więc znów musi ktoś umierać/ by ktoś inny żyć mógł godnie.
Niektórzy dzisiejsi celebrycie pamiętają, że 13 grudnia 1981 roku nie było w telewizji teleranka. I z tego niby powodu dzieci płakały. Być może. Ale na pewno wiele dzieci rozpaczało, bo bandyci w mundurach zabrali im rodziców jeszcze w nocy. Dzieci płakały, gdyż niemała część ojców, niekiedy matek, odeszła z domów, aby nie dać się zamknąć; internować lub aresztować. Aby nie narażać najbliższych. I w podziemiu robić to, co do nich należało. Co nakazywała przyzwoitość. Orła wrona nie pokona!
Czy znów ludzie będą patrzeć/ w szklany ekran szklanym wzrokiem/ Szkoda, że się tak skończyło/ Przecież mogło być inaczej/ Czy powieszą na latarniach/ Czy potrafią wam wybaczyć/ czy po prostu w szklany ekran/ szklanym wzrokiem będą patrzeć?
Noc z 12 na 13 grudnia 1981 wydarzyła się 37 lat temu. Po tamtej stronie wzięło w niej udział ponad 30 tys. funkcjonariuszy MSW i 70 tys. żołnierzy; na ulicach pojawiło się 1750 czołgów i 1400 pojazdów opancerzonych. Poszli na wojnę z narodem uzbrojeni po zęby. Dlaczego?
Być może nie pamiętacie, ale w „ Trzydziestym” napisałem: "Śp. profesor Józef Balcerek (mój mistrz w tamtych latach) twierdził, że stan wojenny był prowokacją, wskutek której Polska miała spłynąć krwią.(…) W konsekwencji wezwane przez np. „ostatnie patriotyczne siły” armie Układu Warszawskiego (stojące na granicach PRL) przy błogosławieństwie całego wolnego i solidarnego (a jakże) zachodniego świata przywróciły ład społeczny w państwie nazywanym wówczas przez europejskie osobistości (a za nimi krajowe papugi) „chorym człowiekiem Europy”.
Prowokację, zdaniem profesora Balcerka, unicestwił apel prymasa Józefa Glempa, apel będącym błaganiem na kolanach, aby nie przelała się ani jednak kropla polskiej krwi. Apel podjęty przez cały polski kościół, wiernych, a więc i przez nas, działaczy podziemia.
To smutne, że niektórzy nie pamiętają o 13 grudnia 1981 roku. Że wolą bajać. I co najwyżej patrzeć w szklany ekran szklanym wzrokiem.
Nadal, całe życie…
Cdn.
Grzegorz Wacławik
PS. Kursywą przytaczam słowa piosenek Jana Krzysztofa Kelusa „ Elegia grudniowa” i „Piosenka patetyczna”. Posłuchajcie w tych dniach. Nie tylko zresztą tych piosenek i nie tylko w tych dniach.