Utworzony

Sto dziesiąty

Wszystko zbliża się do finału jak w pamiętnym „Greku Zorbie”. Pamiętacie tamtą katastrofę? Lecz tym razem wcale nie będzie piękna, ale wręcz odwrotnie – paskudna. Już dzisiaj ruiny pozostające po demolowanych: prawdzie, prawie naturalnym,  zdrowym rozsądku, a nawet instynkcie samozachowawczym prezentują się ponuro… A za rok? Za pięć…?! Strach pomyśleć. A i wyobraźni nie staje.

 I mnie to zapewne jakoś tam dotknie. Wszak żyję tu i teraz. Was też, moi drodzy, dotknie, nie łudźcie się. Tymczasem, poniekąd za namową Pascala, postanowiłem zagrzebać się  w samotności, aby odpocząć. Aby nabrać siły z dala od harmidru i nonszalancji. Owszem, uniknąłem nieszczęść (czytajcie Pascala), ale byłem nieswój.  Może dlatego, że bez zapowiedzi i wyjaśnień zawiesiłem (18 czerwca br.) publikowanie „Pamiętnika osobistego”? Może źle oceniłem swoich Czytelników myśląc, że musicie ode mnie odpocząć? Że nikt już nie potrzebuje woźnego, gdy dookoła sami nauczyciele? Gdy wszyscy mówią to, co wiedzą, chociaż nie  wiedzą, co mówią?  Nic tu po mnie, postanowiłem. Może niektórym się to nie spodobało…

I sobie tkwiłem w samotności. Mogłem w ciszy zmagać się z wybitnym pisarzem Włodzimierzem Odojewskim („Jedźmy, wracajmy”), który niby nie zmagając się ze sobą, zmaga się ze swoją, miejscami brudną jak diabli, przeszłością, aż litość bierze. A równocześnie sięgnąć do Elżbiety Cherezińskiej, aby podążać za losami księcia Mieszka I oraz jego dwójki dzieci – księżniczki Świętosławy, późniejszej  królowej Szwecji, Danii, Norwegii i Anglii oraz księcia Bolesława, późniejszego pierwszego króla Polski. Zaś wieczorami smakować się dysputą Grzegorza Górnego i Rafała Tichego z księdzem profesorem Waldemarem Chrostowskim („PRAWDA, CHRYSTUS, JUDAIZM”).

I pewnie trwałbym w samotności dalej, gdyby nie jeden Holender. Wpadłem na niego zupełnie nieoczekiwanie, a  właściwie to on wpadł na mnie, a ściślej mówiąc, wpadł do mnie. Było to ostatniej niedzieli. Zawitał  z filozofami Markiem Cichockim, Dariuszem Gawinem i  Dariuszem Karłowiczem, których co prawda zapraszam do siebie co niedzielę (program TVP Kultura „Trzeci punkt widzenia”), ale przybyciem holenderskiego gościa byłem zaskoczony. Cóż za oryginał!

Różnych dziwaków już gościłem, ale takiego nigdy. Chociaż według metryki (PESEL) ów Holender jest 69-latkiem, to jednak twierdzi, że gdzież tam!  On ma (znaczy: ja mam, mówi Holender) dwadzieścia lat mniej. Jedynie 49! I pokazuje badania lekarskie, z których (ponoć) wynika, że wcale nie taki stary, ale młodzian jeszcze. Przynajmniej dla tych, którzy zbliżają się do siedemdziesiątki. 

Owszem, rzecz to w historii znana, gdy mężczyźni nigdy nie wyrastają z chłopców (Gombrowicz),  ale jednak w większości przypadków dotyczyła czasów przedobjawieniowych  Zygmunta Baumana. Tego uczonego męża, który stwierdził był in extenso, że rzeczywistości płynną mamy. Po  prostu – nie ma nic stałego. Nie ma skały, tylko piasek. Takie wiekopomne odkrycia, jak sami widzicie.  Zatem korzystając z tego patentu Baumana i innych ideologów postnowoczesności Holender ów wystąpił do władz swojego miasta, by przestały go dyskryminować (wykluczać?) jako emeryta i  przyznały mu status czterdziestodziewięciolatka.

Po co mu to, zapyta ktoś nienowoczesny. Tak i jak zapytałem: po co, do diaska? Okazało się, że idzie o podstawowe prawa człowieka. A więc i prawo do samookreślenia swojej płci, wieku i czego się zapragnie.  Furda fizjologia, furda anatomia. Furda filozofia i furda fizyka. Furda wszystkie nauki. Wystarczy, że (dajmy na to)  jakaś pani uznaje nagle, że przestaje być panią i zostaje panem. Lub odwrotnie.  U nas, jak najbardziej widocznie, dowiodła tego jedna była posłanka byłej partii, obecnie druga na liście Polek stulecia w rankingu ponoć najbardziej postępowej w Europie (na świecie?!) gazety. Jak mi się wydaje, zajęła w nim drugie miejsce z tego oto powodu, że została kobietą, chociaż przez wiele lat była mężczyzną. Toż to wyczyn!

 Nie tak dawno usłyszałem (uwaga, uwaga) , że akurat zwołuje się grupa mężczyzn 61-latków, którzy zamierzają na cztery lata (no, może na cztery i pół, czy nawet pięć) zmienić płeć na żeńską, aby uzyskać prawo do emerytury. Wiadomo kobiety – 60 lat, mężczyźni – 65. A gdy te nowopanie (?) przekroczą metrykalne 65 lat, znowu staną się mężczyznami. Sami pomyślcie. Ileż możliwości. I to dzięki Baumanowi et consortes.

A Holender twierdzi, że jako 49-latek zyska znakomicie większą popularność na popularnym portalu randkowym. Oczywiście znacznie poprawi sobie także możliwości zatrudnienia, a więc i zdolność kredytową. I to w każdym banku. Powiada, że zamierza dochodzić skutecznie swoich praw obywatelskich. A gdy władze municypalne odmówią, pójdzie do sądu.  Jak się wydaje sąd holenderski będzie  w kłopocie, ale musi wydać wyrok w zgodzie z europejskim prawem. Inaczej go „rozjadą” wielkie medialne tytuły.

 A KE skieruje sprawę do TSUE.

Czyż nie idzie ku katastrofie?

Cdn.

Grzegorz Wacławik

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie