- Utworzony
Sto piąty
Z komentarzy i korespondencji jakie otrzymałem po „104” pragnę zwrócić uwagę na wpis pana Jerzego. Szczerze mówiąc – mojego kolegi Jurka vel Tomka, z którym utrzymujemy (jak sądzę) dobre kontakty. I to mimo upływu lat; studiowaliśmy na tej samej uczelni, nie tylko na jednym roku, ale także w tej samej grupie studenckiej. Było to jeśli nie dosyć dawno, to – naprawdę dawno. Studia skończyliśmy w 1974 roku. Tomek czasem komentuje mój „Pamiętnik osobisty”. Tym razem, pod „104” napisał: Co ma piernik do wiatraka? Czyżby grzebanie w życiorysach kto ojciec, matka, dziadek?
Owszem napisałem, że Włodzimierz Cimoszewicz, syn Mariana, krew z krwi Cimoszewiczów, dzisiaj prezentowany w prywatnych telewizjach jako ekspert od spraw doniosłych (zatem i od człowieka, nie tylko prostego), nie owija w bawełnę. Mimo, że postkomunista, że wieloletni – jak mamy prawo sądzić – gorliwy zwolennik przewodniej roli klasy robotniczej, ale i sojuszu robotniczo- chłopskiego uważa, że człek prosty to po prostu cham, jednak Jurek pyta co ma piernik do wiatraka? Jakby tu odpowiedzieć..?
Może tak. Włodzimierz Cimoszewicz jest tym, kim jest, a ja nic na to poradzić ani nie chcę, ani nie mogę. Tak jak Grzegorz Wacławik jest tym, kim jest. I tyle. Jestem mianowicie synem Feliksa, krwią z krwi Wacławików. Tak wynika z mojej metryki, moich wielokrotnie składanych i szczerze pisanych przez długie lata dla różnych instytucji ręcznie, maszynowo i komputerowo życiorysów. Może nie raz brakowało w nich figury retorycznej krew z krwi, ale tylko tyle.
Wacławik Grzegorz oczywiście nie jest przypadkiem odosobnionym. Jest przykładem, jakkolwiek to zabrzmi, nagminnym. Zwracam uwagę na słowo gmin (ogół ludności z biednej i słabo wykształconej części społeczeństwa, lud, pospólstwo, tłuszcza, plebs), gdyż wkrótce pojawi się określenie arystokracja. Ale jeszcze trochę cierpliwości.
Wracając do głównego wątku pragnę zauważyć, że dzieci na ogół nie wstydzą się rodziców; po prostu nie mają powodów. Także ja - gdyby ktoś chciał poszperać w życiorysach moich przodków ale i w moim (jest dostępny w IPN) – nic nie mam przeciwko temu. Bardzo proszę. Jestem dziedzicem rodu Wacławików. Moi przodkowie żyli, jak żyli, robili to, co robili i ja nie inaczej. Nie odziedziczyłem, to fakt, materialnego spadku, ale także najmniejszego dyshonoru. A to jest najważniejsze.
Oczywiste, że dzieci nie odpowiadają za czyny rodziców. W historii nie brakuje, zauważyć wypada, zarówno wyrodnych rodziców, jak i marnotrawnych synów i córek. Przyznajmy jednak – to wyjątki. Także ja, chociaż żyję już sporo lat, nie spotkałem ich wielu. Także przeglądając materiały, niejako na mój temat, zgromadzone w IPN (a wytworzone w PRL przez bezpiekę), nie napotkałem nadmiaru łajdaków. Owszem byli, ale nieliczni. Bo, ludzie, drodzy moi Czytelnicy, są po prostu przyzwoici, chociaż to bardzo nie podoba się postępowym mediom, publicystom i, a jakże, bardzo postępowym politykom. Dlaczego? No, właśnie, warto zastanowić się. Jak również odpowiedzieć sobie na pytanie, z jakich powodów postępowcy krzyczą, że wszyscy powinniśmy się wstydzić za naszą przeszłość, teraźniejszość, no i rzecz jasna przyszłość.
Nie mam nic przeciwko wstydowi. Jednak kto ma powody, niech się zawstydzi, ale po cichu, gdyż nie ma się czym chwalić. OK, dzieci nie odpowiadają za czyny rodziców, ale po co – przywołując Gogola – zaraz łamać krzesła. Tym bardziej, że nie są to ich krzesła, ale moje, Twoje, nasze… Nie dość, że nasze, to jeszcze przeróżne świętoszki łamią je na naszych grzbietach, a i głów nie oszczędzają. Może dlatego są tacy hałaśliwi, że muszą się wstydzić, nie tylko za swoich przodków? Retoryczne pytanie?
Tymczasem płonie wstydem (pali się ze wstydu?! )profesor Wojciech Sadurski, syn Franciszka. Ten przedstawiciel arystokracji (?) jest obrażony i zniesmaczony. Mam największe pretensje do Kaczyńskiego, że z cynicznych powodów dał (uwaga, uwaga teraz ujawnia się poniekąd à rebours arystokratyczne pochodzenie profesora) nieoświeconemu plebsowi (sic!) poczucie dostępu do władzy. Furda Kaczyński, furda poczucie władzy, idzie o oświecenie nieoświeconego plebsu! Metodą Robespierre’a, czy Lenina? Także Włodzimierza, jak nie przymierzając Cimoszewicza, syna Mariana.
I to by było na tyle, tym razem. A na Jurka dalej liczę…
Cdn.
Grzegorz Wacławik