- Utworzony
Sto drugi
Jak wiemy - no dobrze, nie wszyscy; mam raczej na myśli wszystkowiedzących czytelników „Newsweeka” czy, dajmy na to, „Gazety Wyborczej” - nie stać nas na postęp. Samodzielnie Polaków na postęp nie stać. I nie ma o czym gadać. Na te obietnice, które składa Prawo i Sprawiedliwość, pieniędzy nie ma i w ciągu czterech najbliższych lat nie będzie. Jeśli PiS je zrealizuje, to doprowadzi do katastrofy – powiedział, bodajże zaraz po wyborach parlamentarnych w 2015 roku, na antenie TVN24 Biznes i Świat Jacek Rostowski, były wicepremier i minister finansów. Ponieważ w kampanii wspomnianej partii był obiecany również postęp, to Rostowski z całą odpowiedzialnością powiedział to, o czym wszyscy (jak wyżej) wiedzą. Inni (mniej wiedzący niż wszystko wiedzący) mogą się łudzić, ale to ich sprawa, implicite prawił były minister. To, by nie rzec, głupota. Bujać to my, ale nie nas, albo coś koło tego, mruga okiem Rostowski. O ile pamiętam, zawsze mrugał. I tak mu zostanie najpewniej.
Jak wiadomo (i znowuż myślę o tych, o których nie wypada mi nie myśleć w tym miejscu) postęp musi do nas przyjść skądś, znaczy z zewnątrz. Zza granic. Czy innego zdania jest pan profesor Leszek Balcerowicz? Nie sądzę. Zwłaszcza, że profesor wie co i jak. Co mianowicie? Ano, że postęp płynął do nas szerokim strumieniem z Zachodu nie tylko wówczas, gdy on, to znaczy Balcerowicz, sprawował (dwukrotnie) funkcję wicepremiera RP. Także później, no choćby do roku 2015. A potem? Niech zgadnę. Zimna d..a. Zobaczcie minę profesora , choćby z wiecu ostatniego jakoś. Czyż nie wymowna?
Kłopot mam taki, że (jeszcze) doktor Balcerowicz do 1980 roku również uważał, że na postęp najzwyczajniej nie możemy liczyć, chyba, że... Chyba, że przybędzie ze … Wschodu. Być może z samego Związku Radzieckiego! No, to proszę bardzo, niech przybywa! Może być i z RWPG, czyli Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Starsi pamiętają co za konwentykiel. Przesadzam? Gdzież tam! To przecież Leszek Balcerowicz w „prestiżowym” Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR prowadził badania nad urynkowienia gospodarki socjalistycznej. A kierując w latach 1978-80 zespołem doradców-ekonomistów przy premierze PRL (a był nim Piotr Jaroszewicz, którego zastąpił w lutym 1980 niezapomniany Edward Babiuch) swe badania przekładał (bo dlaczegóż by nie?!) na język praxis. To była tak zwana transmisja świadomości do mas, kwitowana ongiś kpiarsko: my tu, znaczy władza, towarzysze, myślimy za was, a wy tam na dole, już nie bójcie się. Zapytajcie Leszka Millera, na pewno pamięta jak było.
Jednak przestało to się Polakom pewnego miesiąca podobać i przerwali taką (jasne, że marksistowsko – leninowska, naukową, a jakże) transmisję. Wybuchł Sierpień 1980 roku, który po niecałym półtora roku został zdławiony przez stan wojenny. Dalibóg nie wiem, jaki był los Balcerowicza w latach 80.; wiem jedynie to, że odbył wówczas kilka zagranicznych staży naukowych (Wikipedia). Znam dobrze naukowców, których wówczas wydaliła komuna z uczelni. Na przykład moją żonę, żeby daleko nie sięgać.
Mnie też, chociażem nie był naukowiec, także paszport odebrano, przy okazji - łagodnie mówiąc - odbierania pracy. W efekcie powrotu do wznowienia transmisji tej samej, choć nie takiej samej (retoryka plenum KZ PZPR) Jaruzelski po 13 grudnia 1981 roku urynkawiał gospodarkę socjalistyczną, aż doprowadził ją do bankructwa. Z którego (po 1989 roku) ponoć wyprowadzał ją, zgadnij kotku kto? No tak, Leszek Balcerowicz. Brawo! Dziesięć punktów.
Ale przecież dzisiaj miało być o postępie, a nie o… Przepraszam, zagadałem się. Tymczasem miało być o pragnieniu postępu niczym wyglądaniu czarodziejskiej różdżki. Której, jak wiadomo (hm, hm) nie ma, a jak się już w fantasmagoriach pojawia, płata figle..
Ale o tym już następnym razem…
Cdn.
Grzegorz Wacławik