- Utworzony
Dziewięćdziesiąty siódmy
Nie gniewajcie się, ale nie czytam „Codziennika Feministycznego”. Być może ktoś (w takim razie) stwierdzi, że po prostu nie jestem oczytany, ale to jednak byłoby przesadą. To prawda, że z drugiej (albo i trzeciej) ręki dowiedziałem się o molestujących kobiety chłopcach lewicy (określenie z „Codziennika…”), ale przyznam, że cała akcja #metoo zbytnio mnie nie zajmuje. A szczerze mówiąc – nie zajmuje mnie w ogóle.
Tymczasem wokół papierowych feministów (tytułowych bohaterów artykułu) zrobiło się sporo zamieszania; z powodu ich przemocy wobec kobiet. A także molestowania. Wprawdzie ci faceci mają usta - piszą feministki - pełne feministycznych (a jakże) frazesów, uczestniczą w Czarnych Protestach, lecz w pracy, a więc na co dzień, używają seksistowskiego języka i proponują koleżankom awans za seks. Żeby tylko! Gdy (bowiem) któraś z pań wyraziła oburzenie hipokryzją partnera, ten z nienawiścią i szaleństwem w oczach z całą siłą przywalił jej głową w nos. Skąd to wiem? Bo wszyscy (albo prawie wszyscy) z różnych stron politycznego sporu o tym piszą.
W dzielnicy, w której się wychowałem, nazywało się to walnąć z byka. Byk to cios okrutny; w najłagodniejszym przypadku kończy się złamaniem nosa ofiary. Wierzcie mi, że wiem o czym mówię. Jednak, choć żyję już kupę lat na świecie, po raz pierwszy słyszę, że mężczyzna walnął z byka kobietę.
Owszem znam przypadki rękoczynów damskich bokserów, ale to margines. Mężczyźni załatwiali sprawy między sobą po męsku, a kobiety po swojemu. Zaś damskich bokserów traktowano (dobrze: traktowaliśmy) z pogardą. I nie tylko w mojej dzielnicy. Wszędzie. Owszem, nie było wówczas facetów z ustami pełnymi feministycznych frazesów, ale też nie było kobiet poszkodowanych walnięciem z byka. Pytanie nie tylko do feministek - co lepsze? Albo inaczej – co bardziej humanitarne?
Owszem, znam odpowiedź, ale przecież mamy demokrację, modernizację, postęp, oświecenie, parytety, itd. … Więc pytam niewinnie… Lecz nie przestaję się dziwić, co się stało z tymi chłopami? Gdzie są te chłopy?
Gdzie byli (chociażby) w Kolonii podczas pamiętnego Sylwestra?! Setki dziewczyn molestowane przez przyjezdnych wieczorem i w nocy. A gdzie byli ich mężowie, narzeczeni, chłopcy, z którymi spotykały się, a być może szły na bal sylwestrowy? Lub na prywatkę? Przecież każdy normalny (czytaj zwykły) mężczyzna, gdy atakują jego dziewczynę, broni jej, jak to się dawniej mówiło, własna piersią. To też wsteczne? Passé?! Czy z troski o poprawność tym gościom napastującym kobiety nie miał kto spuścić gołymi pięściami zwykłego manta?
Przecież gdyby reakcja kolońskich chłopców była (powtórzę) normalna, nie byłoby tamtej nocy setek molestowanych dziewcząt! A ci, którzy dopuścili się chamstwa (choćby ze złamanymi nosami), kolejnym razem na pewno nie zaryzykowaliby.
Tylko nie mówcie, że pochwalam przemoc. Bo przemoc przeżyły kobiety z Kolonii i feministki trafione przez lewicowych chłopców( papierowych feministów) z byka.
Dwa dodać dwa jest cztery, a nie - nie wiadomo ile, jak chcieliby oświeceni co poniektórzy…
Cdn.
Grzegorz Wacławik