Utworzony

Osiemdziesiąty

Wcześnie, czyli dosyć dawno, zostałem ofiarą szpinaku. Konkretnie: zostałem poszkodowanym wskutek (przypadek?) literówki w raporcie asystentki amerykańskiego naukowca prowadzącego badania nad szpinakiem. Otóż zamiast wpisać, że 100 gramów szpinaku zawiera 3 miligramy żelaza, zanotowała błędnie 30 miligramy.  

I …?  I rozpoczął się złoty wiek tego hm, hm „nadzwyczaj zdrowego warzywa”! Kto nie wierzył, był kiep i nieuk; musiał się liczyć z lekceważeniem, a nawet z pogardą, nie tylko towarzyską. Szpinak był au courant w modzie i oczywiście w menu każdego tzw. zdrowego żywienia. Był super! Wnoszony pod niebiosa przez celebrytów (czy jak tam się oni wówczas nazywali) i inne, że tak powiem, elity.

Nic więc dziwnego, że ponad pół wieku po sfałszowaniu (?) raportu szpinak był niemal podstawowym daniem w przedszkolu przy ul. Ostrogórskiej w Sosnowcu, do którego zacząłem uczęszczać w wieku 3 lat. Ale nie tylko tam. Wszędzie. Jedliśmy go codziennie; tak przynajmniej zapamiętałem. Jedliśmy niby zdrowo, a jednak chorowaliśmy, a ja nawet, przynajmniej jeden raz, ciężko. Czy już wówczas powziąłem nieufność do „aksjomatów” głoszonych przez oświecone elity? Zapewne jeszcze nie wówczas, niemniej od szczęśliwego ukończeniu przedszkola nie znoszę szpinaku i nie kryłem tego nigdy. Owszem, niejednokrotnie z tego tytułu przez ponad pół wieku wskazywano mnie jako przykład ciemnoty, czy zamiennie: ciemnogrodu. Tyle tylko, że bez charakterystycznej współczesnym czasom nienawiści.

Osamotniony, ale trzymający się swego, każde „potknięcie” szpinaku próbowałem, na ile potrafiłem, nagłośnić.  I śledziłem z satysfakcją! Zaś gdy ujawniono wspomnianą wyżej pomyłkę w raporcie, zapiałem z radości.  Dzień po dniu, rok po roku coraz głośniej i śmielej wytykałem entuzjastom warzywa, że dali się zmanipulować. Aż nagle spostrzegłem, że gwałtownie przybywa przeciwników szpinaku. Ba! Ze zdumieniem otwierałem oczy, gdy ci co gremialnie długo byli za warzywem, nagle masowo opowiedzieli się przeciw. Neofici, a konkretnie celebryci i inne (że tak powiem) elity, zaczęły głosić, że nie ma w ogóle powodów do gloryfikowania szpinaku, gdyż nasz organizm przyswaja tylko 1 proc. zawartego w nim żelaza. Słowem nie dość, że jest go dziesięciokrotnie mniej, niż sądzono, to tak i z tej marnej ilości asymilujemy tylko jedną setną.

Szpinak, a konkretnie mój bój ze szpinakiem, to przykład, żeby nie ulegać modnym opiniom. Wyznam szczerze, że nieufność do warzywa wyniosłem z domu, jak zresztą wiele znacznie ważniejszych i poważniejszych rzeczy. Pewnie z tychże powodów moi młodsi Czytelnicy uważają mnie za staroświeckiego. Musimy, o ile chcecie, z tym żyć.

A jeśli wspomniało się o ważnych, rudymentarnych sprawach… Gdyby, dajmy na to CBOS ponad sześćdziesiąt lat temu (owszem, to niemożliwe, bo sondażownia powstała w pierwszym roku stanu wojennego, a jej szefem został doradca Jaruzelskiego płk LWP Kwiatkowski, ojciec Roberta m.in. zwolennika Palikota) przeprowadził sondaż na temat istotnych spraw dla Polaków (a następnie kontynuował badania przez minione półwiecze), to  mimo panowania komuny i przeróżnych modnych i głupich trendów, obraz Polaków wyłaniający się  z badań nie byłby tak przygnębiający jak obecnie. Otóż, proszę sobie wyobrazić, że w styczniu 2017 roku tylko co piąty (21 proc.) z nas uważa, że należy mieć wyraźne zasady moralne i nigdy od nich nie odstępować. Natomiast aż 12 proc. nie uznaje kierowania się jakimikolwiek zasadami. Zapytano także o kryteria określenia czegoś za dobre lub złe. Otóż  blisko dwie trzecie Polaków odpowiedziało, że to wewnętrzna sprawa każdego z nas (sic!).

Wszyscy narzekamy na nadmiar chamstwa, pogardy, nienawiści, które nas zalewają i topią nas z każdą chwilą. Zarówno w życiu publicznym – jednak nie tylko – atakujemy się nawzajem zaciekle. Nawet przyjęcia rodzinne pełne są spięć i gniewu między „nowoczesnymi”, a „wstecznikami”.  Nie z ironią, nawet nie z kpiarską złośliwością, ale z wściekłością atakujemy się od rana do nocy nie przebierając w słowach. I tak brutalizując się, niejako mimochodem banalizujemy barbarzyństwo. Czy aż  tak zgłupieliśmy? Nawet nie ośmielam się odpowiedzieć na takie pytanie.

Skoro obiektywne normy moralne, a także przyzwoitość, dobre wychowanie (i zachowanie), grzeczność, szacunek i... (można wymieniać w nieskończoność) ustąpiły miejsca prymitywizmowi (także myślowemu), gdy wolno nam, a wręcz jesteśmy do tego nachalnie nakłaniani, tylko subiektywnie oceniać, co jest dobre, a co złe (wszystko wskazuje na to, że proces się pogłębia), nie licząc się z kanonem, to albo pora umierać, albo z gębami pełnymi frazesów o indywidualistycznej etyce zgłupiejemy do cna, z idiotycznym grymasem na ustach.

Chyba, że otrzeźwiejemy…

Grzegorz Wacławik

 PS. Przez cały czas mojej opozycji wobec szpinaku warzywo nękało mnie i niepokoiło, czasem boleśnie. Szpinak bywał tak perfidny, że spotykałem go niejednokrotnie i nieoczekiwanie (z wiekiem wszak zmysły słabną, dotyczy to także czujności)  na swoich talerzach. A to ukrytego w pierogach, kotletach czy naleśnikach, podczas wizyt w bufetach kongresowych (każde duże miasto wybudowało centrum kongresowe, a niektóre mnie zapraszają, więc i jem tam, co podadzą), w restauracjach, że o pierogarniach czy naleśnikarniach nawet nie wspomnę.

Jednak nie tylko szpinak, na nasze nieszczęście, bywa przedmiotem manipulacji..

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie