- Utworzony
Siedemdziesiąty dziewiąty
Może to już jest (był?) 1962 rok? Owszem: być może to przeszłość, która nie kończy się, jak sądzą małoduszni, w dniu zerwania kolejnej kartki z kalendarza. Pozostaje i trwa. W głowach i w snach. Owszem mógł to być (jest?) jeszcze rok 1960; tytuły prasowe świadczą, że obersturmbanfūhrer SS Adolf Eichmann został już uprowadzony z Buenos Aires przez izraelski Mosad. A może jest jednak nieco później, gdyż rozpoczął się już proces niemieckiego zbrodniarza(1963 r.)?
Tymczasem (w międzyczasie?) w znakomitej, prywatnej kancelarii adwokackiej we Frankfurcie n. Menem właściciel słucha opinii młodego adwokata o powierzonej mu sprawie. Nasz klient, odzywa się adwokat (pozyskany z prokuratury) odsuwając teczkę z aktami w kierunku pryncypała, niestety złamał prawo patentowe i nie ma racji. – Czy uważa pan, odpowiada z wyrozumiałością, należną zdolnym lecz naiwnym, właściciel kancelarii, że utrzymalibyśmy to, znacząco wskazując luksusowe pomieszczenia, gdyby nasi klienci nie mieli racji?
Kim jest ten młody adwokat, absolwent prestiżowego uniwersytetu, który ukończył z wyróżnieniem? Przybył tu, do wytwornego zespołu adwokackiego, zniechęcony dotychczasową pracą. Już dziś bez zapału zawodowego, a przecież jakiś czas temu zainicjował, a z czasem – z rosnącymi entuzjazmem i pasją – prowadził w prokuraturze generalnej w Hesji śledztwo zmierzające do ukarania zbrodniarzy z Auschwitz. Ot, choćby byłego esesmana, który w szkole obok uczył dzieci…
Jednakże nagle skapitulował; zamyka za sobą drzwi do urzędu, pozostawia zdezorientowanych i rozżalonych współpracowników gorzko przekonany, że nikt nie chce prawdy. Od wojny minęło ponad półtorej dekady! Dość rozgrzebywania ran. Auschwitz? Był jakiś obóz wojenny, jeden w wielu. Owszem przydarzały się tam morderstwa, ale wynikały raczej z nieprzestrzegania regulaminu przez więźniów czy personel. Nikt, prawie nikt, nie chce widzieć, że była to barbarzyńska „fabryka śmierci”. Było, minęło, trudno. Także kanclerz Adenauer polecił przeszłość odkreślić grubą kreską. Przecież była już Norymberga, słyszy prokurator-adwokat, czyli (poniekąd) rachunki zostały już rozliczone. A poza tym gospodarka kwitnie, ludzi chcą patrzeć tylko do przodu… Jednak debiut w kancelarii zniechęca młodego adwokata. Pozostał idealistą, a gdy nijako „na wejściu” dowiaduje się, że prawo jest nieważne, a ważne są racje klientów, bogatych klientów, kapituluje. Więc zostawia kancelarię i wraca do prokuratury. Po tygodniach wspierany przez prokuratora generalnego doprowadza do końca śledztwa. Rozpoczyna się przełomowy dla samowiedzy Niemiec frankfurcki proces oświęcimski.
Był (jest?) rok 1944. Tym razem jest (był?) to Budapeszt. Stolica Węgier, sojusznika Hitlera, ale znajdująca się już w oblężeniu. Kontrolę nad stolicą sprawuje XI Korpus Waffen-SS, ale wojska niemieckie (które wkroczyły do miasta w marcu) i węgierskie ustępują przed zaciskającym się pierścieniem Armii Czerwonej. Wśród mieszkańców jest znakomity pisarz, znany jako Sándor Márai. Pisarz ledwie wyszedł z ciężkiej choroby, jednak sądzi, że śmierć nie przestaje pukać do jego drzwi. Jednakże nie ta śmierć osobista, poniekąd oczekiwana przez pisarza, go szuka. (Ta dostanie go wiele lat później, gdy w amerykańskim San Diego wsunie mu do dłoni pistolet i poleci nacisnąć na spust).
Wtedy (teraz?) w 1944 roku Budapeszt żyje pod nalotami wojsk alianckich; spustoszenie, nędza, brak żywności i grabieże zaczynają panować w mieście. Nie widzę żadnego powodu, by żyć, notuje Márai w swoim „Dzienniku”. Nieco dalej, w październiku 1944 dopisuje: Przed południem pogrzeb znajomego. W chwili, gdy trumnę spuszczają do grobu, odzywają się syreny alarmowe. Skonfundowani i przerażeni żałobnicy z zazdrością spoglądają na opuszczoną w czeluść grobu trumnę; zmarły znajduje się już w bezpiecznym, prawidłowo wykonanym rowie przeciwlotniczym. To chwilowo jedyne bezpieczne miejsce. W listopadzie powstaje budapeszteńskie getto, które Adolf Eichmann (zajmował w Budapeszcie willę żydowskiego przedsiębiorcy) szybko rozkazuje unicestwić. Nie dochodzi do tego, ale trwają masowe wywózki ludności żydowskiej do obozów koncentracyjnych, głównie do Auschwitz…
Być może w pierwszych latach 60. ubiegłego wieku nie było rozdartego dylematami adwokata- prokuratura we Frankfurcie nad Menem. Niewykluczone, że jest to postać wymyślona przez autorów filmu HBO „Labirynt kłamstw”. Jednak na pewno prokurator generalny Hesji Fritz Bauer wraz ze współpracownikami doprowadził przed sąd 22 członków załogi Auschwitz oraz jednego kapo. Połowa opinii niemieckiej uznała jednak, że Bauer poluje na czarownice, zaś przez resztę życia prokurator czuł się zaszczuty. Aż popełnił samobójstwo.
Najbardziej obciąża Węgry nie to, co uczyniły, tylko to, co zaniedbały uczynić. I wreszcie, nade wszystko: na co się godziły – napisze Márai w swoim „Dzienniku” w 1944 roku.
Czy dotyczyło to (dotyczy?) tylko Węgier..?
Cdn.
Grzegorz Wacławik
PS. Cytaty: Sándor Márai „Dziennik 1943-1948”, tłum. Teresa Worowska, Czytelnik 2016