- Utworzony
Siedemdziesiąty siódmy
Być może jeszcze nie w ledwie rozpoczętym roku, ale już w najbliższych latach – pisze Olivier Blaut („Do Rzeczy”) – Europa będzie musiała wybrać między Chrystusem a Mahometem. Trudno się nie zgodzić. Owszem, Stary Kontynent pozostanie (prawdopodobnie) jeszcze lewicowo-liberalny, jednak konieczność pilnego dokonania wyboru, i to zasadniczego dla jego losu, będzie coraz bardziej nagląca. Życzmy zatem Europie, aby dobrze wybrała. Życzmy tego sobie nawzajem.
1O kwietnia 2006 r. w publikowanym w Internecie „Dzienniku prowincjusza” zanotowałem:
Około pół wieku temu po śniadaniu wielkanocnym przyszli do nas wujek Józek z ciocią Hanią oraz ich synowie Tadek i Robert oraz ciotka Ziutka (wujek Herman już nie żył) z synami Adamem i Władkiem, no a przede wszystkim z przepiękną córką Lidką. Miała przyjść jeszcze ciotka Walerka z mężem i czworgiem dzieci, ale ponieważ mój ojciec także zaprosił tamtego roku swoje rodzeństwo – Bolesława, Walerię i Stefana z dziećmi (moja babcia umarło młodo, tak że dziadkowie Wacławikowie mieli tylko czworo dzieci), moi rodzice uznali, że jednak będzie za ciasno (wszak i nas dzieci-domowników było troje) i dlatego pozostałych swoich braci i siostry (m.in. wujka Stefana z żoną, brata mamy z ciotką Natalką i ciotkę Otylię, wdowę po bracie Teofilu z dwojgiem dzieci) zaprosili w śmigus-dyngus, czyli na drugi dzień świąt.
W ubiegłym roku, ok. pół wieku później, w moim znacznie większym mieszkaniu spotkaliśmy się w niedzielne, świąteczne popołudnie w dwanaście osób. Tylko najbliższa rodzina: moja i żony. – No, no, prawdziwie rodzinny zjazd – z życzliwością (a może i z niewielką zazdrością) komentowali to spotkanie nasi sąsiedzi.
Jeżeli za pół wieku blisko połowa Polaków będzie liczyła ponad 60 lat, takie rodzinne spotkania nie będą się odbywały. Zgodnie z utrzymującym się trendem ponad połowa Polaków nie będzie miała wujków, ciotek, kuzynów, sióstr i braci.
Będziecie (bo mnie już raczej nie będzie na tym świecie) wtedy bardzo podobni do reszty zachodniej Europy. Będziecie najbardziej tolerancyjnym kontynentem na świecie.
Tylko co z tego, jak nie będziecie o tym mieli z kim szczerze pogadać.
Przy świątecznym stole będziecie siedzieć sami.
Nie wszystkie komentarze, jakie pojawiły się pod moim wpisem, były przychylne. Przynajmniej kilku autorów dowodziło, że jestem sentymentalistą zapatrzonym w przeszłości, a na dodatek przesadnym pesymistą. Autorzy dowodzili: a to, że wzrost dobrobytu sprawi śmielsze rodzinne zobowiązania, a więc i liczba dzieci wzrośnie, a to, że zadziała efekt tzw. becikowego, a to, że poprawi się opieka zdrowotna…I tym podobne argumenty.
Niestety, nie przesadziłem. Przyjmuje się, że współczynnik dzietności zapewniający zastępowalność pokoleń wynosi około 2,1, tymczasem w Polsce wynosił on w 2015 roku 1,33. Rzeczywiście jesteśmy jednym z najmniej dzietnych państw na całym świecie (216 miejsce, z roku na rok gorsze). Toteż pokładam (a myślę, że nie tylko ja) nadzieję w programie „500 +”. I to nie, jak zaznaczyłem 10 lat temu, z egoistycznych powodów. Zwłaszcza, że bezpośrednio nie o mój los chodzi.
Przypomnieć warto, że zanim program ów wystartował, ubóstwo skrajne, czyli: nie pozwalające zaspokoić podstawowych potrzeb, dotykało ponad 7 proc. Polaków, a poniżej minimum socjalnego żyło 12 proc, zaś poniżej ubóstwa względnego – 16 proc. Jeśli chodzi o dzieci i młodzież (do 18 roku życia) w ubóstwie skrajnym żyło 10 proc., 11 proc. - w rodzinach z trójką dzieci, a aż 27 proc. w rodzinach z czwórką i więcej dzieci (za Dariuszem Karłowiczem, który przytacza dane GUS z 2014 roku).
Tymczasem (za tym samym autorem „W sieci”) obecnie (program 500 +) według raportu Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu problem ubóstwa skrajnego u dzieci to już, na szczęście, przeszłość (mniej niż 1 proc.). W ogóle znacząco, bo aż o 48 proc. obniżył się odsetek Polaków żyjących w skrajnym ubóstwie (z 7,5 do 3,9 proc).
Jak (i czy w ogóle) program rządowy wpłynął na podniesienie dzietności Polaków, przekonamy się zapewne niebawem. Jestem przekonany, że i w tym przypadku współczynnik będzie zmieniał się na korzyść. Mimo olbrzymiej kwoty wydatkowej przez rząd (ok. 17 mld zł) na program „500 +” szacunkowe wykonanie budżetu za okres styczeń – listopad 2016 roku (strona ineternetowa Ministerstwa Finansów) wskazuje, że deficyt wyniósł 27,6 mld zł, tj. 50,4 proc. planowanego na cały rok i był niższy o 8,5 mld zł w stosunku do wykonania budżetu po listopadzie 2015.
Europa, przede wszystkim państwa wysoko rozwinięte, ma swoje kłopoty. Owszem, fala emigrantów odmłodziła starzejące się od lat społeczeństwa. Równocześnie wzrasta udział ateistów, czy określających się jako areligijni; kościoły, także protestanckie, od lat notują odpływ wiernych. Ateizm jednak nie nęci muzułmanów. Odpowiedź na pytanie, czy Stary Kontynent postawi na Chrystusa czy Mahometa, wydaje się przesądzona.
A może nie?
Grzegorz Wacławik
PS. Życzę wszystkim moim Czytelnikom dobrego i szczęśliwego 2017 rok!!!