Utworzony

Siedemdziesiąty szósty

Tak, tak, jutro wigilia… Jednak pozwolą Państwo, że zanim złożę świąteczne życzenia, podzielę się swoim, trapiącym mnie od minionej, czwartej niedzieli Adwentu, kłopotem. Dokuczliwym, mimo swej nieskomplikowaności i powszechności. Wszak idzie „jedynie” o  władzę; jej posiadanie, zdobywanie, utrzymywanie, tracenie i… Tak dookoła od wielu, wielu lat. Także dzisiaj wystarczy niejako wyjrzeć przez okno; władza to nałóg, z którym nie można się rozstać.

Jednak, o czym przypomniano nam podczas minionej niedzieli, także w zamierzchłych czasach (VIII wiek p.n.e.) było podobnie. A na pewno nie inaczej. Otóż Jerozolimą i całym Południem (Judeą) rządził „dom Dawidowy”, zaś na jego czele stał król Achaz. Nie bardzo to się podobało władcom dwóch sąsiadujących krain Izraela (vel Efraimu) i Aramu; spiskowali przeciw niemu. Ale nie podobał im się także władca Asyrii, potężny Tiglat-Pileser III. Toteż postanowili wykorzystać Achaza: najpierw zaatakujemy wspólnie z Judeą Asyryjczka – knuli– a potem położymy kres dynastii w Judzie. A władzę w Jerozolimie nad całym Południem powierzymy Cudzoziemcowi, który skończy z dynastią Dawidową raz na zawsze.  

Niewykluczone, że Cudzoziemiec (syn Tabeela) miał wejść do gry dopiero po pobiciu Asyrii. Dajmy na to podczas uczty wydanej na cześć wielkiego zwycięstwa nad Tiglat-Pileserem . Jak  zamierzano zlikwidować głowę „domu Dawidowego”? Pamiętajmy, że korzystano (nie tylko wówczas) ze środków bardzo drastycznych.

Owszem; wszystko to działo się (mniej więcej) w okresie założenia Rzymu. Od tamtego czasu każdy kto ma ochotę, może śledzić losy zdobywania i sprawowania władzy. Najczęściej był i jest to podobny schemat. Przeciw rządzącym powstaje kolacja buntowników (rodów, plemion, narodów, państw, sił politycznych, etc), która, wykorzystując tłum, odsuwa rządzących od władzy (zresztą dosyć często w krwawy sposób), a następnie przejmuje władzę i… I  historia się powtarza.

Świat się do tego przyzwyczaił. W każdej epoce na ogół władza jest dobra dotąd, dopóki jest dobra dla nas (czyli do chwili, gdy poddani uznają, że nadeszła pora, aby się zbuntować), co jest – wszak działo się tak przez lata, przez wieki - poniekąd zrozumiałe. Władza pociąga wielu amatorów. Tak to już jest. Więc każdy chce, choć przez chwilę jej posmakować. A gdy posmakuje, to się szybko rozsmakowuje i woła: chwilo (ta) trwaj wiecznie, albo coś w tym guście. Tymczasem amatorów posmakowani owej chwili przybywa. No i tak dalej, aż polecą głowy, aż krew poleje się strumieniami, aż opróżnione więzienia zapełnią się nowymi więźniami, aż ludzie ze świecznika trafią na szafot albo przynajmniej do kronik kryminalnych, aż mędrców uzna się za głupców, a głupców za mędrców. Mogę wyliczać dalej, ale moi Czytelnicy na pewno mają pod ręką setki przykładów.

Warto zauważyć, że chociaż przyczyną buntu czy sprzeciwu jest chęć posmakowania władzy przez amatorów, nigdy nie jest to wyrażone explicite. Zawsze istnieje niejako praprzyczyna, głęboka, zasadna i szlachetna. W istocie – pragmatyczna. Buntownik, żeby osiągnąć cel, musi odwołać się do tłumu, który niejako z definicji jest zbuntowany. Gdyż na przestrzeni wieków nigdy tłumowi nie żyło się dobrze. Bieda, nędza, choroby… Dlatego aspirujący do sprawowania władzy występują albo w imieniu tłumu, albo na rzecz dobra tłumu. Więc mają jego poparcie.

Tłum to swoisty zbiór. Są nim i biedacy i nieszczęśnicy, ludzie pokoleniami krzywdzeni i poturbowani, ale także ci – jak  uczy historia i współczesność – którym nagle przestało układać się w życiu i znaleźli się na dnie. Lub grozi im, że nieuchronnie na dnie wylądują. Gdyż przestali być, dajmy na to, dziennikarzami, czy  na przykład wojewodami…  

Jednak wróćmy do nieszczęsnego Achaza. Nie wiedział, co zrobić i wtedy stanął przez nim Izajasz. Proś dla siebie o znak od Pana, powiedział natchniony prorok. Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę, odpowiedział Achaz. Nie był nadto religijny, więc kombinował, jak samemu znaleźć najlepsze wyjście. Toteż przed Izajaszem chciał zademonstrować, że jest szlachetnym oraz wierzącym człowiekiem, o czym miała zaświadczyć druga część cytowanego wyżej zdania. Więc kombinował i wykombinował. Poprosił o wsparcie króla Asyrii i w efekcie stał się jego poddanym. Jak wiemy, nie jedyny to taki przypadek w dziejach.

Ktoś powie – nie miał wyjścia i tak było źle i tak stało się niedobrze. Jednak prorok Izajasz powiedział mu, że przychodzi od Pana, że to Pan daje mu znak. A kiedy Achaz się wykręcił tym nie wystawianiem Boga na próbę, Izajasz zapowiedział, że Pan sam da i tak znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emanuel. Nieważne, czy król Achaz chciał zachować neutralność. Zaufał dyplomacji, a odrzucił znak Pana. Skończyło się to wojną syro-efraimską, która bardzo osłabiła królestwo Izraela. Przetrwało jeszcze tylko dziesięć lat…

Zatem składając Państwu życzenia Świątecznego, pragnę, abyśmy wszyscy przede wszystkim pamiętali, że Pan na każdym odcinku życia daje nam znaki. Kłopot w tym, że ich nie zauważamy. Albo przekonani  jesteśmy o własnej wielkości, albo ufamy osobistej dyplomacji, albo poszukujemy innych, bardziej „życiowych” znaków od przyjaciół, ale też i antyznaków od nieprzyjaciół. I tym żyjmy, gorzkniejąc nierzadko.

Dlatego życzę wszystkim moim Czytelnikom i ich Rodzinom błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia. Abyśmy potrafili wsłuchiwać się w głosy serc swoich i naszych Najbliższych, i aby w tych niezwykłych Dniach panowały w naszych rodzinnych domach, w całej Ojczyźnie i na całym świecie Miłość, Wiara i Nadzieja.

I aby panowie tych trzech Cnót dominowało przez cały Nowy 2017 Rok.

Wesołych Świąt i Do siego Roku!

Cdn.

Grzegorz Wacławik

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie