- Utworzony
Siedemdziesiąty trzeci
Było nas kilku mniej więcej w tym samym wieku. Śp. Jacek Tomeczek był jednym z nas. Byli jeszcze: jego młodszy brat Maciek, Adam, Wojtek, Marek, Krzysiek, Dudek (a właściwie Leszek), Jurek, no i ja …
Owszem, w rzeczywistości było nas tam kilkunastu, ale wtedy trzeba doliczyć naszych rówieśników z drugiego, również czteropiętrowego bloku przy ulicy Jagiellońskiej. Ulicy stanowiącej swoisty koniec centrum Sosnowca. Zaś na jej końcu (koniec końca) były tzw. kopce, gdzie magazynowano ziemniaki. Własność PSS? A może MHD? Nie pamiętam, ale coś koło tego. Między kopcami sami zrobiliśmy sobie boisko do piłki nożnej. Jacek najczęściej, z własnego wyboru, był bramkarzem. Chociaż nie tylko.
Ulica Jagiellońska była oddalona ok. 10 minut (piechotą) od ul. 3.Maja (wtedy: Czerwonego Zagłębia) i kilka minut od kościoła parafialnego WNMP (dzisiaj katedra diecezjalna). Akurat w okolicach magazynu drewna, wiodąca do budynku dworca „Sosnowiec Południowy” ulica Bieruta (dzisiaj ponownie Kościelna) nagle rozgałęziała się. I podczas gdy jedna jej część nie zbaczała ze szlaku, druga pod kątem prostym przechodziła w urokliwą aleję wybrukowaną czerwoną cegłą, wzdłuż której po obu stronach rosły kasztanowce (a to zieleniące się, a to kwitnące, a to dojrzewające, a to pokryte śniegiem - w zależności od pory roku), zaś nieco dalej dwa bloki mieszkalne otoczone ogródkami działkowymi. Taka była ta niepowtarzalna ulica Jagiellońska; miejsce śp. Jacka Tomeczka, moje i wielu jeszcze innych kolegów i koleżanek dzieciństwa i młodości.
Tata Jacka i Maćka, wybitny filatelista, niekiedy, słyszałem, rozmawiał z moim tatą o pochodzeniu. Konkretnie – o pochodzeniu naszych nazwisk. Być może dochodzili do wniosku, że oba: Tomeczek i Wacławik (Tomecek i Vaclawik) pochodzą z Czech, ale dla nas nie miało to żadnego znaczenia. Dla ojców zresztą też, ale pogadać z sąsiadem zawsze warto było. Takie były czasy; ludzie nie tylko rozmawiali ze sobą, byli dla siebie życzliwi i pomocni. Nie wszyscy, ale nieżyczliwych była mniejszość. Owszem czasem hałaśliwa (jak np. władza ludowa), nawet wulgarna, ale marginalna. To teraz się odwróciło –margines stawał się tak hałaśliwy, aż uwierzył, że jest większością. Ale o tym piszę co tydzień, więc na dzisiaj wystarczy…
Kasztanowce wyznaczały aleję, ale i metę. Czego? Choćby podwórkowych „wyścigów pokoju”, których trasa zmierzała do Mysłowic (i nazad), do Jaworzna (tam i powrotem), a nawet do Chrzanowa. Jacek na ogół wygrywał te wyścigi; nie tylko dlatego, że miał favoritkę, niemal sportowy czeski rower z przerzutkami, podczas gdy ja, na przykład, miałem eskę sport. To także było coś, nie powiem. Ale przerzutek mój rower nie posiadał. Jednak przyznam szczerze – Jacek był lepszym kolarzem amatorem od pozostałych. I nie piszę tak, dlatego że w miniona sobotę pożegnał się z tym światem.
Potem, gdy dorośliśmy poszliśmy w swoje strony. Chyba nikt z nas nie został na miejscu; może drugi Maciek, ale on był jednak starszy o trzy, cztery lata od Jacka i jeszcze więcej od nas. Ulica Jagiellońska pozostała za nami; tak to w życiu się dzieje. Z wieloma kolegami młodości nigdy już nie spotkaliśmy się. Inaczej było z Jackiem.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego (oczywiście) wieku odnaleźliśmy się w domu prasy w Katowicach przy ulicy Młyńskiej. On był fotoreporterem „Dziennika Zachodniego”, ja dziennikarzem „Sportu”. Czy podczas spotkań tylko wspominaliśmy młodość? Gdzieżby tam, jednak wycieczek w przeszłość trudno było uniknąć. Wtedy bardziej zajmowała nas rzeczywistość. A Jacek miał także wielką pasję – żeglarstwo oraz umiejętność gawędy i opowieści.
Już w niepodległej Polsce byłem redaktorem naczelnym gazety lokalnej w Dąbrowie Górniczej. Jacek pomagał mi jako fotoreporter. Nagle, gadu gadu przy kawie, i jak zawsze, nieoczekiwanie okazało, że Jacek, który skończył katowickie, a de facto - szopienickie LO im J. Długosza, był przez cztery lata w jednej klasie z moją szwagierką i szwagrem… Od nich chyba w ubiegłym roku dowiedziałem się, że jest bardzo chory.
Wiadomość o Jego śmierci dotarła do mnie przez wpis na Facebooku Marka Michalskiego, znakomitego satyryka, rysownika i naszego kolegę…
Żegnaj Jacku. Wierzę, że jak dotąd bywało, znowu się odnajdziemy….
Odpoczywaj w pokoju wiecznym. Amen.
Cdn.
Grzegorz Wacławik