- Utworzony
Sześćdziesiąty piąty
Ostatnio, konkretnie tydzień temu, byłem naocznym (jeśli to dobre słowo) świadkiem debaty o rządowej strategii zrównoważonego rozwoju. Spotkanie z udziałem wiceministra rozwoju (w ramach konsultacji społecznych) odbyło się w środowisku specjalistów od ekologii. Z prezentacji wstępnej dokonanej przez głównego organizatora spotkania dowiedziałem się, że jednym z głównych zagrożeń dla środowiska przyrodniczego w Polsce jest nadmiar dróg (sic!). Zaś innym, czyhającym niejako za progiem, jest program odbudowy żeglugi śródlądowej. Jeżeli z takich szkodzących środowisku aspiracji Polska zrezygnuje, to ocieplenie klimatu na ziemi nie będzie tak znaczące. Nic tu po mnie, pomyślałem i opuściłem salę.
Dlaczego jednak już na zewnątrz, przypalając zatruwającego środowisko papierosa, pomyślałem o New Age? Sam się zdumiałem. Dlaczego, rozglądając się za ławką, aby swobodnie poczekać na mojego kolegę, z którym mieliśmy się udać na kolejną debatę (tym razem z przedstawicielami biznesu), przybiegła kolejna myśl, że kraje Zachodu Europy, a my wszakże nie gorsi, opanowała moda na irracjonalizm? Nie wiem.
Skąd jednak, myśl jak natrętna mucha krążyła nad moją głową, taka popularność także u nas – rozglądałem się bezskutecznie już nie tylko za ławką, ale i koszem na śmieci aby wyrzucić niedopałek – okultyzmu, homeopatii, tarotu, spirytyzmu, jogi, feng shui, aikido i innych współczesnych wydań produktów New Age? Dlaczego społeczeństwa cywilizacji zachodniej, uważające się, a jakże, za oświecone i zmodernizowane (ów wzór dla naszego „ciemnogrodu”) stały się swoiście religijne wierząc w telepatię (ponad pięćdziesiąt procent Austriaków) czy w zależność losów człowieka od układu gwiazd (jedna trzecia Niemców)? Skąd, na litość popularności wróżb, wróżek i wróżbitów choćby we Francji?
Mój przyjaciel ciągle nie przybywał, a myśli napierały. Dlaczego uznano, dudniło w mojej głowie, że należy zburzyć spoistość kulturową humanizmów materialistycznego i chrześcijańskiego współtworzących nowożytną cywilizację? Owszem wiem, że marzeniem szczególnie wyrafinowanych intelektualistów jest powołanie nowoczesnego człowieka uwolnionego do Transcendencji. Owszem wiem, że zapanowało to w czasach totalitaryzmów, ale dlaczego nikt nie sięgnął po rozumu do głowy? Wszakże trudno podważyć myśl, że gdy człowiek zatraci w sobie potrzebę pielęgnowania wymiaru metafizycznego, jego największą troską staje się lekkie trawienie i dobry sen; myśl wyrażoną przez kardynała Josepha Ratzingera, późniejszego papieża Benedykta XVI. Nieprawdaż?
No dobrze, pomyślałem, ale co to ma wspólnego z dopiero co porzuconą debatą? Przecież jak mówił z troską jeszcze przed kilkudziesięcioma minutami prelegent rozpoczynając spotkanie – trwające ciągle na pierwszym piętrze budynku, wokół którego kręciłem się niezdarnie – podczas szczytu klimatycznego w Paryżu osiągnięto porozumienie podpisane przez 195 (!) krajów, w myśl którego sygnatariusze będą dbać, aby wzrost temperatury na świecie był poniżej 2 st. Celsjusza, a dążyć będą nawet do 1,5 st. C.! Zaś kwestią wiążącą prawnie wszystkie kraje będzie redukowanie emisji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych do atmosfery. To oczywiste, że ów prelegent troszczy się o los świata, zgromiłem się w myślach.
Czy jednak (przyjaciel ciągle nie nadchodził) troska o los naszej planety (do 2020 r. kraje rozwinięte łącznie mają przeznaczać na walkę ze zmianami klimatycznymi 100 mld dolarów rocznie – ustalono podczas szczytu) jest doprawdy szczera? Skoro tak, to dlaczego brak determinacji światowych gigantów wobec wojny na Bliskim Wschodzie, milionów uchodźców (65 mln), głodu w Afryce (szacunkowo: ponad ćwierć miliarda niedożywionych), morderstw na chrześcijanach w świecie (co 5 minut jedno), czy przerażające liczby aborcji (WHO: rocznie na całym świecie wykonuje się 56 milionów)? Stałem bezradny i zakłopotany.
Wreszcie kolega nadszedł. Wypełnionymi samochodami osobowymi i sznurami tirów (za dużo dróg, szkodliwa żegluga śródlądowa, powracały słowa prelegenta) ulicami i drogami udaliśmy się na spotkanie z przedstawicielami biznesu. Tym razem konferowaliśmy o możliwościach finansowania zrównoważonego rozwoju naszego kraju.
Przyznam ze skruchą, że nie zajmował nas problem walki z globalnym ociepleniem…
Cdn.
Grzegorz Wacławik
PS. W Internecie trafiłem na stronę „Adoptujmy pszczoły”. W dotychczasowych edycjach, przeczytałem że w akcji wzięły udział tysiące osób z całej Polski i to właśnie ich zaangażowanie i wielkie serca sprawiły, że pszczołom w Polsce żyje się teraz lepiej. Oczywiście nadal jest bardzo dużo do zrobienia i musimy dalej działać na rzecz pszczół. Nie mam nic przeciwko pszczołom, a wręcz przeciwnie. Jedynie chciałby przypomnieć, że adopcja oznacza przysposobienie do rodziny, czyli uznanie biologicznie obcego dziecka za swoje. Dotyczyła od wieków i dotyczy ludzi, rodziny ludzkiej. Może dlatego tydzień temu gdy opuściłem wspomnianą debatę, dopadła mnie myśl o ofensywie New Age?