- Utworzony
Pięćdziesiąty czwarty
Dariusz Karłowicz w rozmowie o poziomie kształcenia w naszym kraju wtrącił, że trudno bez Dantego zrozumieć zarówno samego siebie jak i otaczający świat. – Phi! Czemu ma niby dzisiaj służyć czytanie klasyków? – mruknął ponuro, niemniej mentorsko jeden z polityków, który akurat przysiadł się na moją kanapę, gdy oglądałem „Trzeci punkt widzenia”. Rozparł się wygodnie, a w kącikach ust pojawił nie tyle uśmiech, co kpiący uśmieszek, zaś na twarzy zastygł mu trudny, jakby tu rzec, namysł, czy może raczej wysiłek namysłu. Nie,nie był to p. Marcin Kierwiński, jak mogą przypuszczać co poniektórzy. Nie! Nie był to ani ten polityk, ani nawet tamten, o którym teraz Państwo myślicie… Owszem, postać nie oryginalna, ale osobliwa bez wątpienia.
Powrót „Trzeciego punktu widzenie”, usuniętego z TVP Kultura w czasach "demokratyzowania" po okresie "ciemnogrodu" w mediach publicznych, (tj. od roku 2007) mógłby świadczyć, że minął - choćby w tej stacji telewizyjnej - czas preferowania modelu cywilizacyjnego, który obrazuje (po zamachu na siedzibę wydawnictwa) wypowiedź jednego z rysowników „Charlie Hebdo”: Nie potrzebujemy żadnej religii, nasza wiara idzie w stronę muzyki, pocałunków, życia, szampana i radości”. Jednak po obejrzeniu powstałych już podczas nowego "zamordyzmu" w TVP Kultura kilku „Tygodników Kulturalnych” myślę, że ów model zdaje się nie przemijać. Podobnie jak Magdalena Środa nie przemija w przestrzeni publicznej jako nauczyciel moralności, a Ryszard Kalisz jako celebryta. Żeby dalej nie mnożyć przykładów.
Podczas gdy ten, który siedział obok, rozpierał się najwidoczniej, pomyślałem o Dantem Alighieri. Oczywiście natrętnie nasunęły się zagadkowe z natury pytania, czy (oczywiście przykładowo) Ryszard Petru przemyślał, niejako w duchu Karłowicza, „Boską komedię”, ale poniechałem odpowiedzi. Ważniejsze wydało mi się szukanie znaczenia, a ściślej nie-znaczenia wpływu klasyków na współczesną młodzież kształconą w szkołach i na uniwersytetach. Czy może współczesne szkoły, co sugerowali uczestnicy „Trzeciego punktu widzenia”, to przede wszystkim miejsca doskonalenia zawodowego, a nie nauki samodzielnego myślenia i samokształcenia pod okiem mistrzów? A może w istocie Platon, Arystoteles, Homer, Dante, Kochanowski, Szekspir, Molier , Goethe, Balzak, Monteskiusz, Słowacki… I wielu jeszcze innych to już po prostu historyczne postacie, których wpływ na kształcenie młodego człowieka twórcy edukacyjnych ustaw postoświeceniowych uznali za niewiele znaczący balast przeszłości? A może odkąd Andy Warhol skwitował malarstwo pop-artem nie trzeba już godzinami przebywać w Luwrze czy Muzeum Watykańskim i należy wstydzić się zachwytu dziełem „Chrystus św. Jana od Krzyża” Salwatora Dali w Kelvingrove Art Gallery and Museum w Szkocji? Być może muzyka w istocie zaczęła się, że tak powiem, w „naszych czasach”, czyli w latach 60. ubiegłego wieku wraz z Mickiem Jaggerem? Zaś o istnieniu Mozarta, Beethovena czy Szopena wypada po prostu jedynie wiedzieć co nieco? Oj, nie za dużo, aby nie zaśmiecać pamięci, choćby tyle, ile przywołany już tutaj p. Petru, o imperium rzymskim?!
A polityka… pomyślałem i spojrzałem na siedzącego obok na mojej kanapie. Czy warto trzymać się Arystotelesa, który pisał, że polityka jest sztuką rządzenia państwem, której celem jest dobro wspólne, pytałem bezgłośnie? Czy wypada jeszcze powtarzać (ciągle bezgłośnie) za św. Janem Pawłem II, że racją bytu wszelkiej polityki jest służba dla człowieka, jest pełne troski i odpowiedzialności przywarcie do istotnych spraw i zadań jego ziemskiego bytowania w społecznym tego bytowania wymiarze i zasięgu – tam, gdzie ważą się sprawy dobra wspólnego, od którego zależy równocześnie w sposób bardzo istotny dobro każdego?
A może polityka dzisiaj to jednak wyłącznie public relations, w skrócie PR? Skoro namawiano nas jakiś czas temu, aby nie robić polityki, ale budować stadiony? A może i drogi, czy Aquaparki…? Nie pamiętam szczegółów, choć pamiętam ówczesne powierzchnie reklamowe zajęte przez to przesłanie. Owszem, niekoniecznie przyniosło to efekty, ale na pewno zniechęciło do zastanawiania się - chociażby nad istotą polityki - sporą część społeczeństwa.
I znowu spojrzałem na siedzącego obok, który z niegasnącym namysło-uśmieszkiem przesuwał palcem po ekranie swojego tabletu przeglądając wiadomości „polityczne” bardziej z kraju, niż ze świata. Dostrzegłem także nazwę portalu, ale jej jednak nie wspomnę…
Nagle, nieoczekiwanie rozmarzyłem się. Gdyby ów polityk odłożył swoje narzędzie pracy i przy kawie, a nawet odrobinie alkoholu, moglibyśmy porozmawiać o Dante Alighierim? Nic z tego, marzenie prysło. Zadzwonił jego telefon! – Zaraz przyjeżdżam- powiedział. – Muszę jechać do Sejmu – rzucił do mnie. – Dzieją się tak jakieś dantejskie sceny! - Dantejskie? – zapytał zdumiony.
Ale on tylko wzruszył ramionami i opuścił moją kanapę.
Za oknem zerwała się wichura.
Cdn.
Grzegorz Wacławik