- Utworzony
Czterdziesty dziewiąty
Dzisiejszy dzień jest dla mnie szczególny, ale przecież przychodzi myśl roztropna, że w istocie rzeczy nic w nim oryginalnego. W tym samym czasie tacy jak ja „metrykalni osobnicy” również oglądają się za siebie z mniej lub bardziej wytężoną uwagą, sumują swoje dokonania, zawstydzają ich zaniechania czy (wręcz!) niegodziwości, mniej lub bardziej przekonywująco tłumaczą się przed samymi sobą, planują przyszłość mając nadzieję, że to, czego winszują im dookoła, spełni się choćby w jakiejś części. Daj Boże w całości. Jednakże to dzień szczególny dla każdego z nas. Chociaż…
Mimo że podobnie zachowywali się ci, dla których dzień wczorajszy był dniem szczególnym, ale również tak zachowywać się będą ludzie, dla których dzień szczególny przypada jutro, za miesiąc, kwartał, pół roku czy za trzysta pięćdziesiąt kilka, powiedzmy, dni. Zatem – niby nic oryginalnego, a jednak…
Wszakże jest to dzień, o którym jedno można powiedzieć na pewno: mimowolnie odejmowany jest od bilansu dni, które jeszcze przed nami, zaś - nazwijmy to- automatycznie dodawany jest do sumy dni, które za nami. Tacy jak ja, ludzie nie tylko duchowo staroświeccy, widzą, że o równowadze tych stron bilansu dawno już zapomnieć powinni. Ba! nawet jeśli jesteśmy entuzjastycznymi optymistami, musimy skonstatować, że… lepiej już było. No bo i zdrowie, i doświadczenie, że o werwie nie wspomnę…
Tymczasem refleksja, która dopadła mnie z samego rana, pochodzi od Szekspira. Drwi z blizny ten, który nie zaznał rany - powiada Romeo, zanim wydarza się i to co najpiękniejsze, czyli miłość, i to najgorsze…Ech, nie będę opowiadał, wszak wszyscy znamy. Wszyscy? Chcę wierzyć, że tak.
Być może moja zaduma pojawiła się wskutek niedawnej audycji telewizyjnej, w której jeden z rozmówców przywoływał tragiczne wydarzenie, gdy jedni się modlili, zaś inni drwili. Ale czy ci, którzy domagali się Barabasza (przecież nie tylko dwa tysiące, ale również kilka lat temu), nie zaznali wcześniej rany? Nie mnie suponować zbyt dociekliwie. Wszelako nie można wykluczyć, że jeśli jeszcze nie zostali do tamtego czasu zranieni, to na pewno stało się to już lub stanie się w przyszłości; w naszym życiu jest więcej kolców niż kwiatów róż. O czym przekonuje się każdy człowiek, gdy szczerze do bólu porozmawia z sobą choćby z powodu nadejścia dnia tak szczególnego jak mój dzisiejszy.
Owszem, wypieramy z pamięci chwile trudne, aby w ich miejsce wezwać satysfakcje, radość czy choćby beztroskę. Powodów aż nadto: zagonienie od rana do nocy, zbyt dużo czasu przeciekającego przez palce, brak pieniędzy lub nadmiar bogactwa, zepsute relacje w rodzinie czy pracy, świetne relacje, ale jakaś pustka, niezrozumienie lub wręcz okazywana pogarda zamiast uhonorowania, gdy jesteśmy pewni, gratulacji lub podziękowań. Wówczas, gdy zostajemy sami ze sobą, gdy zaczyna irytować i wzburzać naciskanie kolejnych klawiszy telewizyjnego pilota czy klawiatury komputera, gdy nie czujemy komfortu. Także w dniu tak szczególnym jak mój dzień dzisiejszy.
Owszem, mnożymy słowa, zagłębiamy się w szczegóły osobistych przeżyć, głosimy dokoła naszą wyjątkowość, do potęgi newsa podnosimy każde najdrobniejsze wydarzenie z osobistej codzienności, ale widzimy, że na zakończenie naszej chełpliwości już oczekują niecierpliwie inni słuchacze, aby tylko dorwać się do głosu i zarzucić wszystkich swoimi niesamowitymi - jak podkreślają z chwili na chwilę potoczystej narracji - a przecież równie banalnymi i nudnymi jak nasze zdarzeniami. Chociaż wszystkie zdają się mieć rangę wydarzeń szczególnych, jak chociażby mój niepospolity dzień dzisiejszy.
I tylko czasami dociera do nas myśl istotna, jak choćby przywołana przeze mnie myśl Szekspira, która wszakże nie znaczy tylko tyle, ile wydaje się, że znaczy. Że może warto, że nawet trzeba sięgnąć na półkę do genialnego dramatopisarza, aby zapaść w jego myśli przełożone na polski tłumaczeniem Sity czy Paszkowskiego. Aby pojąć sens słów i znaczeń.
A może tym bardziej, tym dociekliwiej warto - gdy pojawiają się kolejne tęsknoty - sięgnąć także po inne wielkie dzieła Mistrza i innych mistrzów i machnąć ręką na to, co akurat dookoła, na to, czym żyje świat i próbować dotrzeć do istoty rzeczy. Do Miłości. Zwłaszcza w dniu tak szczególnym jak mój dzisiejszy.
Miłość – pisze św. Paweł - cierpliwa jest i łaskawa, miłość nie zazdrości i nie szuka uznania, nie unosi się pychą. Nie dopuszcza się bezwstydu i swego nie szuka, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego…(…)Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość.
Takiej Miłości życzę wszystkim, którzy swój dzień szczególny przeżywają dzisiaj, przeżyli go wczoraj lub przedwczoraj, a także tym, którzy przeżywać go będą jutro, za miesiąc czy w kolejnych dniach. Wtedy cała reszta będzie na swoim miejscu.
Nie tylko w dniach tak szczególnych, jak mój dzisiejszy…
Cdn.
Grzegorz Wacławik