- Utworzony
Trzydziesty piąty
Listopad jest miesiącem, w którym wraca pamięć.
Jednak nie mówię o powrotach pamięci codziennej. Owej pamięci-niepamięci, którą kilkudniowy, kilkugodzinny, czy nawet kilkunastominutowy dystans zaciera pozostawiając dokuczliwie puste miejsca po nazwiskach, szczegółach wydarzeń lub rozmowach, choćby ledwie co zakończonych. Z takimi powrotami zmagamy się każdego dnia i niekoniecznie należą one (a zaręczam, że wiem, o czym mówię) do szczęśliwych. I czasem tylko satysfakcjonują, niestety. Owszem, dotyczy to ludzi raczej w wieku więcej niż średnim i częściej, jak można zauważyć, płci męskiej.
Ale o nie tym chciałem… Chcę dzisiaj o listopadzie, o miesiącu, w którym wraca pamięć najgłębsza. Osobista i, jak sądzę, zbiorowa. Pamięć w istocie konstytuująca każdego z nas.
Mówię o swoistym jądrze kodu kulturowego, który wprawdzie dziedziczymy bezwiednie, jednak wzrastając i dorastając tworzymy jego bogactwo lub, co też się zdarza niestety, nędzę. Jednak nie o niej tym razem… Zwłaszcza, że są lepsi specjaliści „od nędzy”, których na codzień spotykacie w mediach i takich, i siakich. Jednym z moich faworytów jest na przykład profesor Janusz Czaplicki. Wymieniam, choć nie polecam.
A ja tymczasem mówię o duchowym DNA, które wyznacza koleiny naszych życiorysów. Wiem, wiem; wiek dwudziesty zwłaszcza, ale i jego poprzednik, a ostatnio także jego następca kpią z tego „zabobonu”. Gdzież tam mówili i mówią behawioryści – kod kulturowy toż to przykład ciemnoty! To oczywiste, że człowiek rodzi się jako tabula rasa i gadanie o duchowym DNA jest sprzeczne z rozumem. Więc ciągle, „rozumnie” i z uporem tworzą nowego człowieka (nazizm, komunizm), a jak się okazuje ostatnio człowieka także pozbawionego płci biologicznej.
Toteż ze wzgardą wzruszają ramionami, gdy słyszą o kodzie kulturowym, który przynosimy na ten świat, a który wskazuje nam, jak gdyby automatycznie, czy jak kto woli – z odruchu przyzwoitości, czego się w życiu trzymać. I chociaż nie raz pobłądzimy lub upadniemy, potrafimy powstać i wrócić (choć jesteśmy zawstydzeni, przegrani do cna, poobijani…) na właściwą ścieżkę. Aby znowu podążać do siebie, a więc także do pamięci o swoich korzeniach, o Ojczyźnie, o rodzicach (a często i przodkach), rodzinach, nauczycielach czy duchowych mistrzach. O rudymentarnych zasadach, których zachowanie pozwala bez wstydu patrzyć każdego dnia w swoją twarz w lustrze.
Brzmi konturowo? To prawda, ale czy przypadające w listopadzie właśnie: Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny z jednej strony, a Święto Niepodległości z drugiej, to rocznice, kiedy patos nie jest wskazany? Nie sądzę. Wręcz przeciwnie – uważam, że nie wypada inaczej. Bo czyż można (i niby dlaczego?!) unikać wzniosłości przy grobach swoich rodziców, dziadków, którzy nas wychowali i wpoili święte zasady życia ludzi przyzwoitych? Pytanie retoryczne, a w istocie niestosowne. Ale nie tylko w tak wyjątkowym dla każdego z nas miejscu. Tak jest we wszystkich miejscach pamięci.
Tak było w niedzielę 8 listopada. Znalazłem się we Lwowie, na Cmentarzu Łyczakowskim przy symbolicznych mogiłach Orląt Lwowskich. Przed oczami tysiące grobów najwyżej kilkunastoletnich dziewcząt i chłopców, którzy przez 22 dni, od 1 do 22 listopada 1918 roku (gdy miasto opuścili Austriacy, a ich miejsce zajęły „wojskowe hordy Ukraińców” - za Waldemarem Łysiakiem) z wezwaniem „Bóg- Honor-Ojczyzna” walczyli o polskość miasta. O polski Lwów, jakim był od połowy XIV wieku! Ci, jak napisał Kornel Makuszyński: „najwspanialsi żołnierze Rzeczypospolitej” stanęli do boju natychmiast. W domach pozostawili dwa, trzy zdania do rodziców, że muszą, że Ojczyzna wymaga. Że tak ich kochane mamusie i kochani tatusiowie wychowali i nauczyli. Że tak trzeba, po prostu. Dlatego, niejako automatycznie, czy jak kto woli w odruchu wierności, wielu „porwało karabiny i poszło na śmierć”. Ale zwyciężyli. Dotrwali do dnia, w którym przybyło z odsieczą wojsko polskie. Utrzymali polskość do najazdu dwójki okupantów –„behawiorystów” ze swastyką i ich sojuszników z gwiazdą czerwoną na mundurach. A potem na cmentarz wtargnęli barbarzyńcy z ukraińskiej republiki sowieckiej, którzy sprofanowali i zniszczyli nekropolię… Po latach dopiero dzięki staraniom i działaniom Polaków cmentarz odbudowano.
Jest wiele przecież miejsc pamięci, które niekoniecznie osobiście, często myślowo, a ostatnio także wirtualnie, odwiedzamy w listopadzie.
W miesiącu, w którym wraca pamięć. Ta najgłębsza…
Cdn.
Grzegorz Wacławik