Utworzony

Dwudziesty czwarty

- „Nie wiem – pisze komentatorka pod moim blogiem na Facebooku – czy pana jeszcze ktoś rozumie”. „Sądząc po ilości polubień - odpowiada jej ktoś inny - sporo ludzi rozumie”. 

Jednak wpis pani komentatorki skłania do zastanowienia. Wszak albo wyraża troskę, czy ktoś oprócz niej, pozwalam sobie mniemać, rozumie sens moich wypowiedzi (co mimo wszystko, chociaż każdy z nas trudzi się pro publico bono, schlebia autorowi) czy raczej brzmi ostrzegająco, że koniecznie muszę pisać jaśniej, a więc w sposób zrozumiały dla wszystkich Czytelników. A może, przyczyną niejasności jest niemiłosierny upał, który może wpływać na jasność myślenia Czytelników? No i rzecz jasna autorów.

Czytam właśnie tekst (temperatura w cieniu zbliża się do 38 stopni) o tym, jak minister (ministrę?) prof. Małgorzatę Fuszarę oburzyła akcja społeczna Fundacji Mamy i Taty  „Nie odkładaj macierzyństwa na potem”. Z powodu „stereotypizujacego” przekazu kampanii. Czyli, że macierzyństwo jest stereotypem płciowym, który należy neutralizować. Upał? Niekoniecznie…

A może jednak tak, myślę, a słońce pada mi prosto na twarz, więc przymykam oczy, gdyż bezwiednie przypomina mi się stary dowcip, kiedy to zapytano Andrzeja Rumiana, gwiazdę ówczesnych radiowych „Podwieczorków przy mikrofonie” (współautora powojennej koncepcji audycji; „Podwieczorek” debiutował w 1936 roku) o to, czy dwóch mężczyzn może mieć ze sobą dziecko. Rumian miał odpowiedzieć: „nie mogą, ale próbują”.

Jednak już chwilę później jakieś przebiegające obok mojego koca dziecko ostrzelało mnie z pistoletu wodnego zimna strugą, za co zostało skarcone przez zupełnie nienowoczesną, jak się domyślam, mamę, ale co otrzeźwiło moje myślenie i skierowało je ku mojej  Matce, która kierując się „negatywnym stereotypem płciowym” (ukłony dla p. prof. Fuszary), świadomie (jak wiele jej współczesnych i poprzedniczek) pozostała w domu, aby wychować nas, czyli trójkę swoich dzieci. A gdy zarobki ojca spadły poniżej możliwości utrzymania rodziny i musiała w końcu pójść do pracy,  to przecież dalej prowadziła dom i do końca swoich dni pozostała naszą Mamą, a nie, dajmy na to, „rodzicem numer jeden” czy „numer dwa” jakby chciała dobijająca się o prymat rządu dusz współczesna ideologia. Wysiłki te spełzną na niczym, jak wiele wcześniejszych piewców „światopoglądu naukowego”. Zwłaszcza u nas, gdzie według badań CBOS 92 procent Polaków jest zdania, że do prawdziwego szczęścia człowiek potrzebuje rodziny. Tradycyjnej rodziny.

To prawda, z tytułu pozostania w domu i wychowywania dzieci moja Mama, jak i miliony mam wcześniejszych i późniejszych pokoleń, nie otrzymała ani pensji, ani dodatku do emerytury. Tymczasem obecnie na przykład miesięczny koszt opieki żłobkowej w wielu gminach ( 2014 r) przekraczał 1600 złotych. Ale mamom pozostającym w domu – ani grosza. A przecież One zawodowo wychowują swoje dzieci, które w przyszłości będą finansować także „świadczenia społeczne osób, które nigdy nie zdecydowały się na potomstwo” (red. Dorota Łosiewicz). Czyż więc nie mamy do czynienia z dyskryminacją tych matek?

Mimo upału warto o tym pomyśleć i zastanowić się również nad konstytucyjną rolą ministra ds. równego traktowania.

Upał przecież nie będzie trwał wiecznie…

Cdn.

Grzegorz Wacławik

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie