- Utworzony
Dwudziesty pierwszy
Mój znajomy, humanista nie tylko z wykształcenia, człowiek któremu znakomicie bliżej do Platona, czy nawet do Jacquesa Derridy, niż do rachunku zysków i strat (że o analizie SWOT nawet nie wspomnę) najwidoczniej zdezorientowany informacjami medialnymi i - na dodatek - nazbyt ufający swojej (zasłyszanej czy raczej niejako nadsłyszanej) ocenie moich kompetencji, zadał mi pytanie o tempo negocjacji rządu polskiego z Komisją Europejską w sprawie udzielenia zgody na pomoc publiczną dla polskiego górnictwa. Wiem, że pieniądze Polska ma, zaznaczył, ale na ich wydanie musi uzyskać zgodę Brukseli. A ta zgodzi się, gdy miejsca w kopalniach zostaną trwale zlikwidowane.
- Doprawdy ?- starałem się ukryć swoja ignorancję. – Nie udawaj – powiedział. – O tym powszechnie wiadomo. Tymczasem nic nie wiadomo opinii publicznej o stanowiskach negocjacyjnych KE i rządu RP, perorował wykorzystując moją bezradność, a przecież od powodzenia bądź, odpukać, niepowodzenia pertraktacji zależy los polskiego górnictwa, los tysięcy ludzi. Nie wyobrażam sobie, żeby rząd nie negocjował z Brukselą od wielu lat. A przynajmniej od początku tego roku. Wszak straty śląskich spółek węglowych są miliardowe, a na koniec tego roku, gdy skumulują się zobowiązania i zwyczajowo wzrośnie fundusz pracy (choćby z tytułu Barbórki), sytuacja może stać się nie tyle dramatyczna, co tragiczna. Żyję w tym miejscu wiele lat i trudno, żeby mnie to nie obchodziło - zakończył.
Owszem – mogłem odpowiedzieć, że nie znam się na górnictwie. Wprawdzie mój ojciec przepracował na dole (jak mówił) 42 lata, a ja zrobiłem maturę w Technikum Energetycznym ówczesnego Ministerstwa Górnictwa i Energetyki; wprawdzie od wielu lat zajmują moją uwagę dysputy o przyszłości górnictwa w Polsce, ba! nawet uczestniczyłem dosyć czynnie (niestety bezskutecznie, ale o tym kiedy indziej) w obronie przed likwidacją sosnowieckiej kopalni „Niwka- Modrzejów”, jednak przyznasz mój drogi, mogłem odpowiadać z ironicznym uśmiechem, że to jednak zbyt mało, aby nawet spróbować odpowiedzieć na Twoje pytanie. – Niemniej spróbuję popytać mądrzejszych od siebie, odpowiedziałem tymczasem. I spróbowałem. Niestety nie była to skuteczna próba, a ściślej mówiąc: skuteczne próby…
– No więc jak rzeczywiście jest –zniecierpliwił się mój znajomy, gdy do niego zadzwoniłem z odpowiedzią – nie-odpowiedzią. - Jak jest w istocie? Nie ma powodów do obaw, czy wręcz przeciwnie?! – No to do usłyszenia, powiedziałem na koniec i odłożyłem telefon. Czort go podkusił, aby mnie sobie wybrać za autorytet w tej kwestii, pomyślałem i włączyłem telewizor. Mówili o sytuacji w Grecji. Nie dało się pojąć, kto ma rację. Do odtwarzacza wrzuciłem więc płytkę ze „Słodkim życiem” Federico Felliniego. Refleksja? Przejmujący obraz zmierzchu Zachodu przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Pierwszy etap? A może raczej już kolejny?
Nie silę się na odpowiedź; jak zwykle szukam mądrzejszych i dlatego polecam ten stary film do ponownego obejrzenia moim Czytelnikom.
Zadzwoniłem z poręczeniem „Słodkiego życia” także do mojego znajomego humanisty. Ucieszył się i powiedział, że na pewno ponownie film obejrzy. – Wiesz, powiedział na koniec, chyba nie może być prawdziwej odpowiedzi na moje pytania. Po prostu nikt już nikomu nie wierzy. Nie ma już autorytetów, skonstatował i tym razem on pierwszy odłożył słuchawkę.
Pora umierać?
Cdn.
Grzegorz Wacławik