Utworzony

Szesnasty

- Czy ostatnie 25 lat w Polsce są historią tryumfu wolności? – pyta jeden z  moich Czytelników w emailu, który otrzymałem w środku minionego tygodnia. - Skoro tak uznamy, rzecz jasna zakładając odwieczną, lecz nieodmienną i wzajemną zależność ludzi – dopisuje ten sam Czytelnik już w następnym akapicie - trzeba pamiętać, że w historii zawsze przychodzi czas na antytezę. Czy to było inspiracją przywołania przez Pana w odcinku „Piętnastym”, pisanym, co Pan zaznacza, podczas sobotniej, wiadomo jakiej (sic!) „leniwie snującej się ciszy”, owego Kierkegaardowskiego pajaca..?”

W tym miejscu list się urywa.  Z jakichś powodów Czytelnik odstąpił od wyłonienia – czego domagał się rozum – syntezy. Doznałem zawodu. Oczekiwałem zarzutu, że należę do ofiar „ukąszenia heglowskiego”(określenia użył Czesław Miłosz w swojej książce „ Zniewolony umysł”) bądź, niejako z drugiej strony, liczyłem na  wyrazy uznania, że jako współczesny romantyk  słusznie stawiam na mesjanizm. Z tego co mi wiadomo, spora część moich Czytelników stanęła w rozterce – czy raczej użalam się nad porażką Bronisława Komorowskiego, czy raduję się ze zwycięstwa Andrzeja Dudy? A niektórzy wręcz dziwili się, że przerywam (tak, tak) ciszę wyborczą, choć „Piętnasty” ukazał się w niedzielę przed dwudziestą trzecią.

Tymczasem ani mi to było w głowie. Tamtejszy dzień jednak od rana skłaniał do zadumy. Otóż najpierw przeczytałem reportaż z Mozambiku („Gość Niedzielny”), w którym jedna z kobiet wyznała: „Ja byłam od zawsze we FRELIMO (marksistowski Front Wyzwolenia Mozambiku – dop. GW), mój mąż w RENAMO (Narodowy Ruch Oporu – dop. GW), dlatego mój kuzyn musiał go zabić”. Po zakończeniu w 1992 roku wojny domowej FRELIMO stał się partią władzy, na tyle skuteczną, że mimo gwarantującej demokrację konstytucji, w praktyce wygrywa wszystkie wybory. Dbając o elektorat  rozdaje na przykład przed wyborami rowery, ale przede wszystkim zabezpiecza interesy swoich popleczników. Notabene, gdy wynik w okręgu wyborczym jest niekorzystny dla FRELIMO, ci sami przedstawiciele partii odbierają za karę te rowery.

Potem zaczęły do mnie docierać informacje o wyniku referendum w Irlandii. Można było domniemywać, że wynik jest przesądzony; trend był oczywisty. Istotnie - wieczorem (ciągle leniwie snuła się sobotnia cisza) telewizja TVN ogłosiła: „Mieszkańcy Irlandii opowiedzieli się za legalizacją małżeństw jednopłciowych w historycznym referendum. 62 procent głosujących poparło inicjatywę - poinformowała w sobotę telewizja publiczna RTE. W centrum Dublina zebrały się homoseksualne pary, aby wspólnie świętować”.

I tak przez cały dzień nie rozstawałem się z Kierkegaardem. Nie potrafiłem się uwolnić od myśli Michaela D. O’Briena, że duński filozof „pod swoją północną posępnością ukrywa wiedzę o świecie, która nie pozwala się zlekceważyć”. Czy idzie o myśl proroków Starego Testamentu, którzy powiedzieli, że „początkiem mądrości jest bojaźń Pańska”? Niewykluczone. Moja żona, filozof, wielokrotnie zwracała uwagę, że umysł ludzki pozbawiony fundamentów aksjologicznych jest nieobliczalny. Nie,nie znała wówczas tez uczestników dyskusji przytoczonej w ostatnim numerze „Znaku”, dowodzących, że wszyscy jesteśmy zwierzętami. Że wystarczy spojrzeć małpie człekokształtnej w oczy –powiadają dyskutanci z tytułami profesorskimi - a ujrzy się osobowość równie wyważoną i okrzepłą jak ludzka. Lub też – dodają w innym miejscu - ze względu na śmiertelne zagrożenie bardzo potrzebne jest… uznanie za osobę słoni.

I z tych to (i podobnych) powodów podczas sobotniej ciszy przedwyborczej myślałem o Kierkegaardzie. Czy rzeczywiście „koniec świat nastąpi przy ogólnym śmiechu i oklaskach dowcipnisiów, którzy będą myśleli, że to żarty”?

A może łudzimy się, że naszego końca świata nigdy nie będzie? Ani my pierwsi, ani… No właśnie – nie ostatni..?

Cdn.

Grzegorz Wacławik  

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie