Utworzony

Czwarty

Miałem skończone trzydzieści lat, trwała wojna jaruzelsko-polska, a ja musiałem się błąkać. Owszem był (i zawsze znajdował się) dach nad głową. Ale…No właśnie – brak środków. Wreszcie (tutaj w Zagłębiu) w pierwszej części lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku znalazłem „stabilną” robotę. Nie miałem zbytniego wyboru. Szczerze mówiąc – nie było żadnego; po znajomości przyjęto mnie jako robotnika niewykwalifikowanego do prywatnego młyna  mielącego ołów w Będzinie –Wojkowicach, usadowionego na zapleczu kopalni, w byłej świniarni. Najpierw tylko topiłem „gąski” ołowiu (ok. dwadzieścia pięć kilogramów każda), gorący ołów wlewałem do formy na kulki, które wrzucano do młyna.

Z czasem poniosłem kwalifikacje. Zostałem młynarzem całą gęba, czyli obsługiwałem i  młyn, który wsypywał i mielił kulki na proszek potrzebny do produkcji akumulatorów. Aż w szczycie swoich kompetencji i topiłem dalej  „ołowiane gąski”,  i odlewałem kulki, i wrzucałem je do młyna, a gdy starły się, spuszczałem proszek do beczek (ponad sto kilogramów), które transportowałem na rampę. Owszem – nie na plecach, ale za pomocą wózka.  I tak pracowałem dwanaście godzin na dwadzieścia cztery. Często jednak dwadzieścia cztery godziny na dwanaście, ponieważ bumelki moich kolegów nie były rzadkością. A chętni do pracy nie stali pod bramą zakładu, licząc na zatrudnienie. Taka robota. Co jakiś czas robiono nam badania na ołowicę.

Tutaj w Zagłębiu w latach osiemdziesiątych  rozwijałem się jako robotnik. Osiągałem coraz wyższe kwalifikacje, aż  w 1986 roku uzyskałem dyplom spawacza elektrycznego. A jakże – awansowałem. Jeszcze pracując w młynie podjąłem dodatkowo pracę malarza pokojowego, zaś po okresie „młynnym” zostałem zatrudniony jako ślusarz, a w końcu  awansowałem na brygadzistę. Mimo że moja brygada po okresie zatrudnienia w TKKF Mostostal Będzin „przeniosła się” do Spółdzielni Rolniczej w Gołkowicach Dolnych koło Starego Sącza, nadal pracowaliśmy w Zagłębiu i Katowicach. W tamtym czasie  śmiali się z nas, ci którzy kończyli szkoły (Jan Krzysztof Kelus). Mieli słuszniejsze od nas dyplomy i właściwą postawę...polityczną. A przede wszystkim „nie zamierzali podpalać Polski”. Konkretnie – Polski Rzeczpospolitej Ludowej (PRL). A wręcz przeciwnie,  utrwalali ją gorliwie. Najczęściej z Międzynarodówką na ustach.

Tutaj w Zagłębiu pod koniec lat osiemdziesiątych założyłem (z dwoma wspólnikami) firmę. I tylko w Zagłębiu mogłem począwszy od 1997 roku szefować prywatnym tygodnikom „Dąbrowiak”, a następnie „Puls Zagłębia”. Jak sądzę, ze zrozumiałych względów.

Cdn.

Grzegorz Wacławik

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć

Przysłowie